Jak wywiad PRL używał izraelskich szpiegów
"Rzeczpospolita" ujawnia, jak wykorzystując uciekinierów z Polski, komunistyczne służby specjalne zinfiltrowały jeden z najlepszych kontrwywiadów świata - Szin Bet.
W 1978 roku w jednym z peerelowskich więzień umarł Józef Bryn. Jego współwięźniowie byliby zapewne zdumieni, gdyby się dowiedzieli, że ten 62-letni niepozorny mężczyzna był niegdyś asem wywiadu PRL. Prominentnym podpułkownikiem Zarządu II Sztabu Generalnego. Człowiekiem, który mówił biegle sześcioma językami, miał luksusową willę we Francji i był bywalcem salonów Paryża, Berlina, Tokio i Tel Awiwu.
Józef Bryn urodził się jako Izrael-Alter Bryn w 1916 roku w Warszawie, w rodzinie drobnego rzemieślnika. Jego rodzice, Idel i Salomea, oraz trójka młodszego rodzeństwa: Rachela, Bela i Jakub, zostali zamordowani podczas Holokaustu. On przeżył, bo jeszcze w latach 30. wyjechał do Palestyny. Tam związał się z miejscową partią komunistyczną. Po zakończeniu II wojny światowej, razem z kilkoma innymi komunistami o polskich korzeniach, został sprowadzony do Polski.
W jaki sposób znalazł się w peerelowskim więzieniu? "Bryn zdradził" - mówi "Rz" mieszkający w Kanadzie historyk Leszek Gluchowski, który od lata bada tę sprawę. Według niego, stało się to w latach 50., gdy wielu agentów służb specjalnych pochodzenia żydowskiego, zarówno z Sowietów, jak i z PRL, przechodziło na drugą stronę. To była ich odpowiedź na antysemickie działania Stalina i innych komunistów.
Dlaczego Bryn wrócił do Polski? Wszystko wskazuje na to, że Amerykanie chcieli go umieścić z powrotem w strukturach wywiadu PRL. Tym razem jako swoją wtyczkę. "To była wielka afera. Gomułka kazał sobie dostarczać na bieżąco informacje na jej temat" - relacjonuje Gluchowski. Więcej szczegółów w dzisiejszej publikacji "Rzeczpospolitej".
INTERIA.PL/PAP