Jak syn Millera zarobił milion dolarów
Gdańska prokuratura apelacyjna, prowadząca śledztwo w sprawie afery w wydawnictwie kościelnym Stella Maris bada, czy w 2000 r. doszło do prania brudnych pieniędzy w związku z transakcją, w jakiej uczestniczyła firma należąca do synowej Leszka Millera, Ireny.
Ten wątek badany jest od 2004 roku - poinformowała prokuratura.
Środowy "Dziennik" napisał, że w 2000 roku syn ówczesnego premiera z SLD - Leszka Millera zarobił milion dolarów (wtedy było to ok. 4 mln zł), a pieniądze pochodziły z Wysp Bahama. Według gazety synowa Millera założyła jednoosobową firmę Net Irena Miller.
Firma, którą faktycznie prowadził syn Leszka Millera, już po dwóch miesiącach pośredniczyła w sprzedaży części spółki CNT, która była współwłaścicielem Wirtualnej Polski. Jak napisano, nie inwestując ani złotówki młodzi Millerowie zarobili 4,3 miliona złotych, czyli ponad milion dolarów.- Rodzi się też podejrzenie, że operacja finansowa była gigantyczną łapówką, próbą kupienia przychylności szefa polskiego rządu - napisała gazeta.
Rzecznik gdańskiej prokuratury apelacyjnej Krzysztof Trynka poinformował, że prokuratura jako jeden z wątków śledztwa w sprawie Stella Maris prowadzi czynności związane z "transferem" opisanym w publikacji.
- Postępowanie dotyczy ustalenia, czy w związku z transakcją sprzedaży udziałów spółki CNT, która była założycielem Wirtualnej Polski doszło do prania brudnych pieniędzy. Wątek ten badany jest od kwietnia 2004 r. - poinformował Trynka.
Dodał, że nie można obecnie mówić o stawianiu zarzutów, bowiem trwają czynności w ramach pomocy prawnej na Wyspach Bahama. - Na razie zmierzamy do ustalenia okoliczności, które pozwoliłyby na dokonanie ustaleń, jaki był tytuł tych przelewów, kto jest właścicielem spółki na Bahamach. Wszystkie okoliczności, jakie są przedmiotem tej transakcji, będą badane - dodał.
Prokuratura będzie badała m.in. przelewy pieniędzy ze spółki na Wyspach Bahama, które dotarły do Polski oraz dokonane już w kraju.
Jak napisał "Dziennik", w transakcji wziął udział Jerzy Jędykiewicz, kiedyś baron SLD na Pomorzu, obecnie biznesmen oskarżony o przestępstwa gospodarcze, od zawsze dobry znajomy rodziny Millerów. Miało się to stać dzięki pośrednictwu w transakcji jego spółki PHU Delta.
Jędykiewicz powiedział, że nie obawia się tego, iż zostaną mu postawione zarzuty. Dodał, że była to typowa transakcja biznesowa i nikt nie ma niczego do ukrycia. Powiedział, że w związku ze znalezieniem inwestora otrzymał 100 tys. zł.
Według rzecznika prokuratury na obecnym etapie śledztwa przedwczesne jest mówienie o tym, jaką decyzją zakończy się postępowanie. - Do oceny, czy zostało popełnione przestępstwo jest niezbędne wykonanie czynności w ramach pomocy prawnej - dodał. Nie chciał powiedzieć, kto został przesłuchany w związku ze sprawą i czy wśród tych osób był szef Prokomu Ryszard Krauze.
Według "Dziennika" Firma Prokom Investements miała pożyczyć 250 tys. zł spółce Jędykiewicza. Krauze wyjaśnił gazecie, że pożyczka została rozliczona i zwrócona zgodnie z postanowieniami umowy, a Prokom Investements nie ma i nie miał wglądu w wewnętrzne operacje finansowe dokonywane w PHU Delta.
INTERIA.PL/PAP