"Jest mi po prostu bardzo smutno. Coś dla mnie bardzo ważnego, drogiego skończyło się i wiem, że już nie wróci. Ale mam tyle do zrobienia, że te myśli mnie nie paraliżują" - przyznał prezes PiS. Uważa, że katastrofa i wydarzenia, które po niej nastąpiły, przyspieszyły śmierć jego mamy. "Mama w rok później, gdy urządzono niebywałą kampanię przeciw obchodom rocznicy, dostała ze zdenerwowania wylewu. Jego skutkiem był w 20 miesięcy później atak padaczki" - mówi w rozmowie z "Vivą" Kaczyński. Wspomina też o ostatniej rozmowie z mamą w szpitalu, kiedy przyniósł jej urodzinowy prezent - pierścionek. Kaczyński opowiada, że po śmierci matki, tak jak dawniej wychodzi z domu rano i wraca wieczorem - wtedy robi sobie herbatę w kuchni i znów pracuje. W codziennych, domowych zajęciach pomagają mu panie, które wcześniej pomagały Jadwidze Kaczyńskiej. Prezes PiS Zastrzega przy tym jednak, że nie potrzebuje opieki i sam potrafi sobie coś ugotować. Nie czuje się samotny. Często rozmawia ze swoją bratanicą Martą. Ma też przyjaciół, znajomych, wśród nich m.in. dyrektorkę jego biura poselskiego Barbarę Skrzypek i kuzyna Janka. "Nigdy nie chciałem żyć inaczej" - mówi "Vivie" Kaczyński. Prezes PiS zapewnia, że nie wybiera się na emeryturę i zamierza pozostać w polityce do 72. roku życia. Gdy już będzie emerytem, to zacznie czytać książki Doroty Masłowskiej.