Jak CBA zdobywało ministerstwo Leppera
"Dziennik" dotarł do szczegółów słynnej akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Funkcjonariusze pojawili się w gmachu w piątek 6 lipca o 16.55. Próbowali też wejść do resortu w nocy z piątku na sobotę, ale nie wpuściła ich ochrona. Spędzili kilka godzin w holu i z pustymi rękami wrócili do domów.
Zdaniem gazety, ta akcja miała wyglądać zupełnie inaczej. CBA liczyło, że teczka z trzema milionami złotych łapówki trafi do jednego z gabinetów w Ministerstwie Rolnictwa, być może nawet do tego, w którym urzędował Lepper. Plan był prosty. Agenci mieli tylko wręczyć pieniądze, obserwować do kogo trafią i zatrzymywać wszystkich po kolei. Ale stało się inaczej. Wielomiesięczną operację Centralnego Biura Antykorupcyjnego zniweczył przeciek.
Ktoś ostrzegł rozpracowywanych Andrzeja Kryszyńskiego i Piotra Rybę, a także wicepremiera z Samoobrony. Do wręczenia łapówki nie doszło. Mimo to funkcjonariusze zatrzymali Rybę i Kryszyńskiego. W tym samym czasie inni agenci CBA weszli do resortu rolnictwa. Dziś "Dz" rekonstruuje, co tam robili.
W piątek po południu w gmachu ministerstwa pojawiło się dziesięć osób - ośmiu mężczyzn i dwie kobiety. Pierwsza dwójka weszła o 16.55. O 18.30 kolejnych pięcioro. Następnie o 18.55 do gmachu wkroczyła ostatnia trójka. Agenci podzielili się na trzy grupy. Pierwsza, dwuosobowa, pracowała w sekretariacie wiceministra Macieja Jabłońskiego, wcześniej szefa gabinetu politycznego Andrzeja Leppera. Trzech innych funkcjonariuszy weszło do pomieszczeń wydziału prezydialnego w biurze ministra rolnictwa. Ostatnia czteroosobowa grupa przeszukiwała Departament Gospodarki Ziemią, który odpowiada za odrolnianie gruntów.
- Zdjęli kurtki i marynarki, widać było broń i kajdanki - opowiada gazecie pracownik ministerstwa. Przeszukania zakończyły się pięć minut przed północą. Kolejni ludzie z CBA pojawili się w gmachu przy ul. Wspólnej już po dwóch godzinach, w nocy z piątku na sobotę. Mieli mniej szczęścia, bo do środka nie wpuściła ich ochrona. Trójką "nocnych" agentów dowodził mężczyzna, który przedstawił się jako Artur M. Zamierzali zabrać nagrania z kamer przemysłowych zamontowanych w ministerstwie. Niczego jednak nie dostali, bo ochrona z firmy Ekotrade odprawiła ich z kwitkiem.
Przez pół nocy czekali w holu. O 3.55 funkcjonariusze dali za wygraną i poszli do domu. W sobotę rano i przez całą niedzielę agenci nie przychodzili do resortu. Kolejny raz pojawili się w budynku dopiero w poniedziałek wieczorem, niedługo po tym, jak premier Jarosław Kaczyński wyrzucił Andrzeja Leppera z rządu. Przyjechali o 20.40. Chwilę po nich do urzędu przyjechali wezwani tam pracownicy: sekretarka wiceministra Henryka Kowalczyka z PiS oraz Rafał Romanowski, jego asystent.
To Romanowski, według informacji "Dz", miał m.in. wprowadzić CBA do gabinetu Andrzeja Leppera. Romanowski został w ministerstwie do północy. Agenci byli tam do wtorku rano. Dopiero tego dnia CBA udało się skopiować z twardych dysków nagrania z monitoringu wejść i wyjść z ministerstwa.
Tygodnik "Nie" w swoim najnowszym numerze napisał, że po raz pierwszy agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego przyszli do Ministerstwa Rolnictwa jeszcze przed zatrzymaniem Piotra Ryby i Andrzeja Kryszyńskiego, ale zostali odprawieni z kwitkiem przez ochronę. Gdyby "Nie" pisało prawdę, oznaczałoby to, że CBA popełniło falstart i samo zdekonspirowało swoją operację - zauważa "Dziennik". Jednak informator pisma pomylił daty, faktycznie funkcjonariusze weszli pierwszy raz do resortu Leppera dopiero w piątek po południu.
INTERIA.PL/PAP