Jak CBA łapało nagrody
Nowe szefostwo Centralnego Biura Antykorupcyjnego odkryło nieprawidłowości, jakie wprowadził Mariusz Kamiński. Wylicza je "Informacja o wynikach działalności CBA w 2009 r.". Jednym zdaniem wspomniano w niej o nagrodach. "Gazeta Wyborcza" poprosiła CBA o szczegóły.
Otóż powołana za rządów PiS służba antykorupcyjna wywalczyła sobie zarobki dwa razy wyższe niż policja oraz wyższe niż inne specsłużby. Początkujący agent zarabiał ok. 4 tys. zł; eksperci - ok. 6 tys. zł; naczelnicy wydziałów - powyżej 7 tys. zł; dyrektorzy zarządów - ok. 8 tys. zł. Do tego dochodziły premie, dwie nagrody roczne i nagrody uznaniowe. Np. w 2008 r. na ten cel przeznaczono 6,4 mln zł.
W 2007 r. CBA kosztowało podatników 92 mln zł; nagrody - 4,5 mln. Zatrudniało wtedy od 240 (styczeń) do 610 (grudzień) osób.
I tak słynny agent Tomasz mógł uzbierać ekstra nawet 100 tys. zł, za Sawicką - 700 tys. zł do podziału, za aferę gruntową - choć Lepper się wymknął - 600 tys. zł, za kupno rzekomej willi Kwaśniewskich - blisko 300 tys. zł - wylicza "Gazeta Wyborcza".
Dla porównania - policjanci często narażający życie, dostają w nagrodę 800, 1200, 2 tys. , 6 tys. zł do podziału na patrol. Za rozwikłanie napadu na Kredyt Bank, gdzie zamordowano trzy osoby, nagrody wyniosły od 1,5 tys. do 10 tys. zł - pisze "Gazeta Wyborcza".
INTERIA.PL/PAP