W ARR Twarowskiego nazywano "Ja Prezes", gdyż tak podobno zaczynał swoje przemowy do pracowników. Pod koniec kwietnia premier Donald Tusk odwołał go, bo uznał, iż nie nadaje się do na to stanowisko. Zdecydował tak po zapoznaniu się z raportem Julii Pitery. Wcześniej, w połowie kwietnia, grupa pracowników z centrali ARR napisała do Tuska list z prośbą o interwencję w sprawie prezesa. Zarzucano mu łamanie prawa (zasiadał w radach nadzorczych trzech spółek podległych Agencji), fałszowanie dokumentów i trwonienie pieniędzy budżetowych na luksusowe dodatki (np. telefon od Prady, telewizor LCD). "GW" pisała także m.in. o dyskryminowaniu starych pracowników i bezzasadnym nagradzaniu nowo przyjętych, o wyciąganiu pieniędzy z kasy Agencji na dofinansowywanie studiów prezesa. Pomimo tego minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL) postanowił wysłać Twarowskiego na placówkę zagraniczną. 28 lipca miał on objąć w ambasadzie w Moskwie stanowisko radcy rolnego. Ale w poniedziałek wieczorem Sawicki poinformował Twarowskiego, że nie pojedzie do Moskwy. - Zdążyliśmy w ostatniej chwili, komentuje Pitera.