Wczoraj białoruska milicja zatrzymała ok. 50 działaczy nieuznawanego przez białoruskie władze związku. Szefowa ZPB Andżelika Borys relacjonowała, że milicja zatrzymała osoby, które jechały z Grodna do Iwieńca, by bronić działającego tam Domu Polskiego, który ma zostać im odebrany. Samej szefowej ZPB udało się dotrzeć do Iwieńca autostopem. Wczoraj wieczorem działacze ZPB jadący na zebranie z innych miast Białorusi, zatrzymywani w ciągu dnia przez milicję drogową zostali zwolnieni. "Z naszej wiedzy wynika, że nikt nie jest przetrzymywany, wszyscy zostali zwolnieni" - poinformował w czwartek wieczorem prezes Rady Naczelnej ZPB Andrzej Poczobut. Według jego oceny na zebranie w Iwieńcu nie udało się dojechać kilkunastu działaczom. Halicki w piśmie do ambasadora Wiktara Gaisenaka podkreślił, że jest "głęboko zaniepokojony i zaskoczony" działaniami białoruskiej milicji. "Działania takie, skierowane przeciwko Związkowi utworzonemu w sposób zgodny z prawem i popieranemu przez polskie władze, nie mogą pozostać bez mojej reakcji" - zaznaczył. "Jednocześnie wyrażam nadzieję i przekonanie, że podobne sytuacje nigdy już nie będą miały miejsca, jako że godzą one w relacje polsko-białoruskie, w rozwój których polscy parlamentarzyści wkładają wiele wysiłku i serca" - napisał Halicki do przedstawiciela Białorusi w Polsce. Białoruskie władze nie uznają ZPB Andżeliki Borys, który przez Warszawę uważany jest za jedyny prawomocny. Dla Mińska legalny jest Związek Polaków kierowany obecnie przez Siemaszkę, a wcześniej przez Józefa Łucznika, który został wybrany na prezesa w sierpniu 2005 roku. Do rozłamu doszło po marcowym (2005) zjeździe ZPB, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie. Czytaj więcej o Polakach na Białorusi - KLIKNIJ