Gramatyka moralności
Czy ateiści są mniej moralni niż osoby religijne? Badania wskazują, że wiara w Boga nie ma większego wpływu na nasze postawy etyczne.
Stany Zjednoczone to jedyne bogate państwo demokratyczne, którego obywatele nie są objęci powszechnym ubezpieczeniem zdrowotnym. Aż 45 mln spośród 300 mln mieszkańców nie ma wykupionej żadnej polisy dającej prawo do korzystania z prywatnej opieki medycznej. Dlatego w USA tak ważna jest postawa lekarzy - tych, którzy za małe pieniądze albo w ramach wolontariatu gotowi są leczyć ubogich. Uczeni z University of Chicago oraz Yale New Haven Hospital postanowili sprawdzić, czy wiara religijna medyków skłania ich do pomocy chorym, których nie stać na ubezpieczenie. W tym celu przeprowadzili badania ankietowe wśród 1144 praktykujących lekarzy wszystkich specjalności, a wyniki opublikowali w jednym z ostatnich numerów czasopisma "Annals of Family Medicine".
Kwestionariusz w pierwszej kolejności ustalał stopień religijności - określał, jak bardzo lekarze identyfikują się z poglądem, że "wiara jest najważniejszym drogowskazem w życiu oraz nadaje mu sens". Medycy musieli również ustosunkować się do stwierdzenia: "moje podejście do życia opiera się na wyznawanej przeze mnie religii". Byli także pytani o to, jak często biorą udział w praktykach religijnych, czy medycyna nie jest zwykłym zawodem, ale powołaniem, i czy w ich rodzinie podkreślało się konieczność niesienia pomocy ubogim.
- Byliśmy zaskoczeni i rozczarowani, analizując wyniki ankiet - mówi Farr Curlin z University of Chicago, współautor badania. - Chrześcijaństwo, judaizm, islam, hinduizm czy buddyzm nawołują przecież swoich wiernych do niesienia pomocy ubogim. Większość przebadanych przez nas lekarzy określała siebie jako osoby religijne, a swoją pracę postrzegała jako powołanie. Tymczasem tylko 31 proc. z nich leczyło biednych Amerykanów w porównaniu z 35 proc. tych, którzy określali siebie mianem ateistów, agnostyków albo niewyznających żadnej religii. Także to, czy w rodzinach wpajano im potrzebę pomagania ubogim, nie zwiększało gotowości do pracy charytatywnej.
Wyniki badań amerykańskich naukowców można odnieść do bardzo ciekawego zagadnienia - czy rzeczywiście religia stanowi fundament moralności? Wielu kaznodziejów czyni ateizm odpowiedzialnym za negatywne zjawiska społeczne. Ta postawa wiąże się dla nich bezpośrednio z nihilizmem, obyczajowym rozpasaniem i cynizmem. Hasło "hulaj dusza, piekła nie ma" ma rzekomo dominować wśród niewierzących. Rzadko ze strony przedstawicieli Kościołów można usłyszeć, że nie należy oceniać postaw moralnych wyłącznie na podstawie religijnych etykietek. Warto dodać w tym miejscu, że nie tylko przedstawiciele ruchów religijnych są przekonani, iż wiara stanowi fundament moralności. Takie stwierdzenia można znaleźć choćby u Fiodora Dostojewskiego czy Karola Darwina. Może to być zaskakujące, ale również Adolf Hitler opowiadał się przeciwko sekularyzacji szkół, która miała prowadzić do osłabienia postaw moralnych.
Tego typu poglądom zdecydowanie przeciwstawia się m.in. Richard Dawkins w książce "Bóg urojony". Powołuje się przy tym na badania prof. Marca Hausera, psychologa z Harvard University. Wraz ze znanym australijskim bioetykiem Peterem Singerem z Princeton University postanowił on sprawdzić, czy moralne intuicje ludzi religijnych różnią się od intuicji ateistów. W tym celu wierzących i niewierzących poprosił o wyobrażenie sobie trzech sytuacji. W pierwszej pociąg pędzi w kierunku pięciu ludzi stojących na torach. Jest zbyt późno, by ich ostrzec przed nadjeżdżającą maszyną. Ale można przestawić zwrotnicę, tyle że wtedy pociąg przejedzie pracującego na bocznym torze robotnika. Druga sytuacja: widzisz tonące dziecko, ale jeśli wskoczysz do wody, by je uratować, całkowicie zniszczysz ubranie. Trzeci dylemat: pięciu pacjentów leżących na sali operacyjnej przeżyje, jeśli bardzo szybko znajdą się dla nich dawcy organów do przeszczepów. Przy czym każdy z chorych potrzebuje innego organu. Ale dawców brak. W tym momencie chirurg dostrzega w poczekalni zdrowego człowieka, którego organy mogłyby uratować życie pięciu umierających. Czy można go zabić, by ich ocalić?
Oceniając każdą z powyższych sytuacji, badani wybierali jedną z trzech odpowiedzi: takie postępowanie jest moralnie konieczne, dopuszczalne albo niedopuszczalne. Nie odnotowano żadnych statystycznie istotnych różnic między ateistami a wierzącymi, jeśli chodzi o dokonywanie ocen moralnych.
Dzieje się tak dlatego, że według Hausera zasady moralne nie są zesłanymi z nieba nakazami ani rezultatem jakiegoś racjonalnego namysłu. W wydanej niedawno książce "Moral Minds" Hauser pisze, że ludzie dysponują zakodowanym w toku wielu milionów lat ewolucji uniwersalnym zmysłem moralnym. Porównuje on swoją koncepcję z teorią amerykańskiego lingwisty Noama Chomsky'ego, według której przychodzimy na świat, posiadając wrodzoną uniwersalną gramatykę języka. Ona stanowi fundament dla dziecka uczącego się języka otoczenia. Według Hausera podobnie jest z moralnością - rodzimy się z wpisaną w nasz umysł podstawową zdolnością rozróżniania tego, co dobre i złe, ze swego rodzaju bazową gramatyką moralną, na której fundamentach powstają zależne od danej kultury systemy etyczne. Z tego zaś płynie wniosek, iż moralne osądy i wybory są w dużym stopniu rezultatem nieświadomych procesów zachodzących w mózgu.
Również amerykański socjolog Phil Zuckerman w wydanej niedawno książce "Atheism: Contemporary Rates and Patters" dowodzi, że społeczeństwa religijne wcale nie są zdrowsze od tych, w których jest wielu niewierzących. Przeanalizował on m.in. raporty o rozwoju społecznym publikowane przez ONZ. Okazuje się, że społeczeństwa, w których jest najwyższy odsetek niewierzących (Zuckerman nie bierze pod uwagę tych państw, gdzie dokonano przymusowej ateizacji), należą do najzdrowszych, najbogatszych, najlepiej wykształconych, a ludzie cieszą się tam największymi swobodami obywatelskimi. Dowodzi tego m.in. niski poziom ubóstwa, mała liczba zabójstw (jedyny wyjątek to Irlandia), niewielka umieralność niemowląt, brak analfabetyzmu oraz równe traktowanie kobiet i mężczyzn.
Zuckerman podkreśla jednocześnie, że jego intencją nie jest sugerowanie, iż wiara w Boga lub jej brak jest przyczyną społecznego zdrowia lub patologii. "Próbuję raczej wyraźnie udowodnić, że wysoki poziom niewiary w Boga w danym społeczeństwie nie rujnuje go, a wysoki poziom religijności nie gwarantuje społecznego dobrostanu. Warto to podkreślić, gdyż religijni politycy głoszą tezę (...), iż odrzucenie wiary w Boga jest złe dla społeczeństwa. W świetle powyższej analizy teza ta jest najwyraźniej błędna" - pisze w swojej książce.
Trzeba jednak w tym miejscu dodać, iż istnieją takie okoliczności społeczne, w których religijność może pozytywnie wpływać na zachowania ludzi. Międzynarodowy zespół naukowców opublikował na łamach czasopisma "Journal for the Study of Religion" wyniki badań pokazujące, że religijni więźniowie zachowują się zdecydowanie mniej agresywnie i rzadziej wywołują konflikty, niż odbywający karę niewierzący. Zatem nie oceniajmy ludzi po tym, czy wierzą w Boga, czy nie, ale jak postępują. W końcu to biblijny tekst głosi: "Po owocach ich poznacie".
Polityka