- Jeśli chodzi o samą inicjatywę, jest ona kompletnie niedorzeczna - ocenia Markowski. - Nie rozumiem w ogóle terminologii, co to jest pozaparlamentarny rząd? Przeżyłem kilkadziesiąt lat w pozaparlamentarnych rządach za komuny i nie chcę powrotu do tego. Nie rozumiem, w jaki sposób on ma być pozaparlamentarny; nawet jeśli w wielu krajach są rządy mniejszościowe, to one się opierają na tym, że jest jakiś neutralny, sensowny kandydat, który próbuje w różnych sprawach zbierać większość - dodaje. Kandydat PiS na premiera, prof. Piotr Gliński, przedstawił dzisiaj pięć zadań dla nowego rządu, wśród nich: zastąpienie gabinetu Donalda Tuska rządem ekspertów i natychmiastowe wprowadzenie w życie decyzji przeciwdziałających kryzysowi gospodarki, państwa i społeczeństwa. - To, co w tym krótkim expose uczynił pan Piotr Gliński, w ogóle temu przeczy. On już obraził nie tylko premiera, ale i całą koalicję rządzącą do tej pory, i już nie ma tych dwustu trzydziestu kilku głosów, które byłyby potrzebne do tego, żeby rządzić. (Gliński - red.) wykazał się politycznym analfabetyzmem dosyć dużego kalibru - ocenia politolog. - Po to miał być neutralny człowiek z zewnątrz, miał nie zajmować stanowiska politycznego, a miał zająć stanowisko merytoryczne. Niestety, tak się nie stało - dodaje. Zdaniem politologa "Piotr Gliński jest znanym socjologiem i pisze ciekawe prace, ale nigdy nie zarządzał większym niż pięcioosobowym zespołem (...). Co nie znaczy, że tej buławy nie nosi gdzieś tam w kieszeni, ale nic mi o tym nie wiadomo".