Gilowska: Jestem jak Józef K.
Sytuacja Józefa K. z Kafki, tylko że minęło 100 lat, a tam był opis państwa totalitarnego - tak o podejrzeniach lustracyjnych wokół siebie mówi była wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska.
RMF FM: Czy pani premier przyjmie propozycję Kazimierza Marcinkiewicza?
Zyta Gilowska: Ja się zastanawiam. Krótko i zwięźle, ponieważ jestem bardzo zmęczona, a po wysłuchaniu tej dziwnej dla mnie, wstrząsającej wręcz, argumentacji sądu, jestem dość przygnębiona i niespecjalnie dobrze się czuję. Muszę powiedzieć, że się nad tym wszystkim zastanawiam. Oczywiście, że podejmę takie decyzje i tylko takie decyzje, które będą zmierzały do pełnego wyjaśnienia całej sprawy. Z wywodów sądu zrozumiałam - zresztą to jest w ustawie napisane, w artykule 8, bardzo wyraźnie - że autolustracja również mnie nie dotyczy. Nie wiem, czy sąd mnie w jakąś pułapkę wciąga, bo autolustracja dotyczy trzech przypadków. Trzeba spełniać łącznie trzy warunki dla autolustracji, to sąd wprost mówił i to przeczytałam w ustawie: po pierwsze składa się oświadczenie na ręce sądu, a ja oświadczenie już złożyłam, w 2001 roku; po drugie trzeba sprawować funkcję publiczną przed wejściem w życie tej ustawy, a ustawa weszła w życie w 1997 roku; po trzecie wreszcie trzeba być publicznie pomówionym, a ja nie zostałam pomówiona, tylko był wniosek rzecznika.
To znaczy, że pani nie spełnia tych warunków.
No ja osobiście uważałabym, że całkowicie spełniam warunek związany z faktem, że wniosek poszedł wtedy, kiedy pełniłam funkcję publiczną. Uruchomienie wniosku - ja czekałam na ten wniosek - daje mi gwarancję, że sąd to postępowanie jednak również uruchomi. Gdyby sąd tego nie chciał, czego się spodziewałam, liczyłam na jedyny dobry przepis ustawy, iż sąd uzna, że są to szczególnie uzasadnione przypadki. Ale tego sąd nie uznał. Natomiast z artykułu 8, gdzie jest o lustracji na wniosek osoby - bo nie o autolustracji, bo to jest określenie pozaustawowe - wynika, że ja do tego nie pasuję.
Będzie pani składać odwołanie?
Na pewno złożę to zażalenie do sądu apelacyjnego. To na pewno. Mnie nie interesuje papierek z sądu, dający mi coś w rodzaju fałszywego certyfikatu moralności. Mnie interesuje treść wniosku rzecznika - o to jest ta walka. Ja się 16 dni biłam, prawie samotnie, o to, by okazano mi zarzuty. To jest kuriozalny przypadek w demokratycznym państwie prawa, we współczesnej Polsce, w XXI wieku, żebym jak Józef K. biegała i dopraszała się o okazanie zarzutów. Jak ktoś ma zarzuty, to się mówi, na czym one polegają. To jest jakiś nonsens. Ja czekam na stanowisko obrońców praw człowieka, bo moje prawo do obrony, moje prawo do sądu, do dobrego imienia - wszystko to zostało naruszone, to są prawa konstytucyjne. Po prostu się zastanawiam. Na pewno zrobię wszystko, żeby sprawę wyjaśnić, ale mam też pewna poważna obawę i nad ta obawą się zastanawiam.
Co to za obawa?
Jeżeli gra zmierzała do tego - a zmierzała, bo to był szantaż, ja to wczoraj prokuratorom starannie w ciągu kilku godzin zrelacjonowałam - żeby mnie zmusić do złożenia dymisji, to znaczy, że wniosek jest pusty, że to jest blef albo zawiera fałszywki, łatwe do oceny. Celem całej tej gry teraz, kiedy się okazało, że ja postawiłam opór, jest niedopuszczenie do okazania mi tego wniosku, do powiedzenia, o jakie zarzuty chodzi i na podstawie jakich dokumentów zostały sformułowane.
Te dokumenty muszą w końcu zostać ujawnione?
Najwyraźniej nie muszą. Jeśli sąd apelacyjny odrzuci moje zażalenie na dzisiejszą decyzję sądu lustracyjnego, to wtedy naturalnie ja zwracam się z wnioskiem o autolustrację, który sąd rozpatruje z urzędu i zwraca się do rzecznika o papiery w tej sprawie. Ja nie mam absolutnie żadnej gwarancji i wręcz przeciwnie - jest brak gwarancji, że to będą te same papiery.
Treść tych dokumentów wydaje się kluczowa.
Tak, to o treść tych papierów chodzi. O treść tych papierów toczę wojnę. Dzisiaj poczułam się w jakimś sensie pokonana. Bez pomocy opinii publicznej nie dam rady.
A powrót do rządu zadziwi opinię publiczną.
Właśnie w tym rzecz, więc się nad tym wszystkim zastanawiam bardzo mocno. Z panem premierem rozmawiałam, rozmowa była bardzo miła. Jednak ja z racji takiego pruskiego wychowania bardzo cenię państwo, bardzo cenię powagę państwa. Taki wiatrak - wychodzenie z rządu, wracanie do rządu - może w oczach prostych ludzi, którzy nie snują refleksji na temat idei państwa, ideę powagi państwa osłabić. Chciałabym tego uniknąć. Powtarzam: dla mnie kluczowa była treść tego wniosku. Kiedy sąd zwróci się do rzecznika o informacje, nie mam żadnych dowodów, że będą to te same informacje. Co więcej, mam mocne przypuszczenia, że to będą inne informacje, ponieważ opór, na który napotkałam, dowodzi, że w tej sprawie chodzi o jedno - żebym tych zarzutów nie poznała i nie poznała podstaw, na których zostały te zarzuty sformułowane. Powiadam: sytuacja Józefa K. z Kafki, tylko że minęło 100 lat, a tam był opis państwa totalitarnego. Mam nadzieję, że wszyscy mnie zrozumieją, że w jakimś sensie czuje się zmęczona i niezbyt zdrowa i muszę się zastanowić, czym się teraz motywować.