Esbek chciał chronić Gilowską
Były oficer SB: Nigdy formalnie nie pozyskałem Zyty Gilowskiej do współpracy, ale zarejestrowałem ją jako TW, by ją chronić.
Dzisiaj rozpoczął się proces lustracyjny byłej wicepremier i minister finansów. Były oficer SB Witold Wieczorek zeznał, że nigdy formalnie nie pozyskał Gilowskiej jako tajnego współpracownika.
- W moim przekonaniu Zyta Gilowska nie była świadomym współpracownikiem kontrwywiadu - podkreślił.
"Chciałem chronić Gilowską"
- Zarejestrowałem Zytę Gilowską jako tajnego współpracownika; nie pozyskiwałem jej w sposób formalnie przyjęty - oświadczył Wieczorek. Zeznał, że formalne pozyskanie do współpracy powinno polegać na odbyciu w tym celu rozmowy i przyjęciu zobowiązania do współpracy oraz powinien zostać sporządzony raport dla przełożonego. Wieczorek ujawnił, że w tym przypadku był tylko raport, mimo to przełożony zaakceptował rejestrację.
- Zarejestrowałem Gilowską, by ją chronić przed zespołem SB zwalczającym "Solidarność" - zeznał były oficer SB. Oświadczył, że nie wypłacał jej żadnych pieniędzy.
Spytany przez sąd czy powiadomił Gilowską "o tych swoich szlachetnych intencjach" odparł, że "nie, bo za to poszedłby siedzieć".
- Przez wiele lat miałem moralnego kaca z powodu rejestracji Gilowskiej - mówił Wieczorek. - Z perspektywy czasu była to błędna decyzja - dodał.
"Wykorzystywałem wypowiedzi Gilowskiej"
Wieczorek zeznał, że to on sam nadał Zycie Gilowskiej kryptonim "Beata". Dodał, że nie wiedział, iż w lubelskim SB były już zarejestrowane dwie inne osoby o tym kryptonimie. Powiedział, że pod koniec lat 80. sam wnioskował, by zniszczyć teczkę personalną i teczkę pracy TW "Beata" jako "nieprzydatne". Zeznał, że nie wie, co się z nimi stało.
- TW "Beata" należała do źródeł nieprzydatnych, które "leżały i czekały" - tak Wieczorek tłumaczył, czemu dopiero 29 stycznia 1990 r. formalnie zakończono współpracę z tym źródłem.
Wieczorek ujawnił, że wykorzystywał w swej pracy informacje pochodzące z wypowiedzi Gilowskiej podczas ich spotkań towarzyskich w szerszym gronie, dotyczące jej pobytów za granicą.
Spytany przez sąd, czy wykorzystał też wypowiedzi Gilowskiej na temat cudzoziemców z lubelskich uczelni, Wieczorek odparł, że "chyba tak, ale nie jest pewien". Przyznał, że prowadził operację "Albion" ukierunkowaną na tych cudzoziemców.
Wieczorek przyznał, że był oficerem kontrwywiadu z Lublina w stopniu kapitana.
"Bo wyjeżdżała do Niemiec"
Wieczorek zeznał, że zarejestrował Gilowską, gdyż wyjeżdżała ona do Niemiec, do - jak się wyraził - ośrodka kontrolowanego przez niemiecki wywiad (BND).
- To był cel pozyskania - oświadczył. Wyjaśnił, że choć w SB zajmował się kierunkiem angielskojęzycznym, to zarejestrował Gilowską, bo jako jedyny "miał dostęp do osoby, która była w grupie wyjeżdżającej do Niemiec". Dodał, że oczekiwał od niej relacji z pobytów. - Przy spotkaniach towarzyskich ona relacjonowała szeroko jak było - dodał.
Zaznaczył, że nie przeszkolił jej, jak ma postępować gdyby np. jakiś przedstawiciel BND usiłował dotrzeć do kogoś z grupy.
Zeznania Wieczorka są częściowo jawne, bo IPN zdjął klauzulę tajności z szeregu dokumentów, choć nie ze wszystkich. Gilowska mówiła wcześniej, że po jego zeznaniach spodziewa się "prawdy".
"Absurdalne informacje"
Rano w procesie przesłuchiwana była Gilowska. Oświadczyła na początku rozprawy, że nie była agentką tajnych służb PRL i rozpoczęła składanie wyjaśnień. Powiedziała, że z całą pewnością nigdy nie podpisała zobowiązania do współpracy z SB, ani żadnego innego dokumentu dla służb specjalnych PRL.
Była minister finansów ujawniła, jakie dokumenty pokazał jej Rzecznik Interesu Publicznego w styczniu tego roku. Była to m.in. karta rejestracyjna agenta "Beata" i informacje o cudzoziemcach z akt służb specjalnych PRL.
Gilowska przyznała, że w latach 80. cztery razy wyjeżdżała do Hamburga na zaproszenie fundacji Schwarzkopfa, choć dodała, że nie miała takich informacji o tej fundacji, jakie pojawiły się w aktach SB.
Gilowska nie wykluczyła, że o swym pobycie w Niemczech mogła rozmawiać ze swoją koleżanką Urszulą Wieczorek, żoną oficera SB. Mogła też wspominać o fundacji, która zaprosiła ją do Hamburga wraz z grupą naukowców KUL. Posłuchaj:
Sąd: "Beata" brała pieniądze od SB
Agentka "Beata" otrzymała dwukrotnie od prowadzącego ją oficera SB Witolda Wieczorka wynagrodzenie - 10 czerwca 1989 r. 11 tys zł i 12 grudnia 1988 r. - 1100 zł - ujawnił Sąd Lustracyjny.
Gilowska zaprzeczyła, by otrzymywała jakieś dobra. Zaprzeczył temu również Wieczorek. Sąd ujawnił, że IPN przekazał sądowi dwa raporty z funduszu operacyjnego SB. Dokumentów tych IPN nie przekazał wcześniej Rzecznikowi Interesu Publicznego - ujawnił sąd. - Nie świadczyłam żadnych usług na rzecz Wieczorka, więc jak mogłam brać za to wynagrodzenie? - mówiła poirytowana Gilowska. Posłuchaj:
Była wicepremier i minister finansów mówiła też sądowi, że nie miała informacji o dwóch naukowcach z zagranicy przyjeżdżających w latach 80. do Lublina, jakie występują w meldunkach z archiwów służb specjalnych PRL.
"Mówią, że jesteś esbekiem"
W połowie lat 80. dowiedziałam się, że Witold Wieczorek jest w SB i odbyłam z nim rozmowę - takie słowa z przesłuchania Zyty Gilowskiej u Rzecznika Interesu Publicznego ujawnił Sąd Lustracyjny.
Gilowska miała wtedy zrobić mu awanturę - "co wy wyrabiacie, mówią, że jesteś esbekiem" - tymi słowami miała się zwrócić do Wieczorka. Ten miał zaprzeczyć mówiąc, że sobie to wyprasza, bo zajmuje się "sprawami gospodarczymi związanymi z zagranicą". Gilowska nie pamiętała, czy użył słowa kontrwywiad. Choć Wieczorek zapewniał, że "nie wynosi do pracy spraw prywatnych", od tej pory Gilowska unikała z nim kontaktów.
- Nasze kontakty po stanie wojennym osłabły, a po okrągłym stole ustały - dodała w czasie styczniowego przesłuchania przed Rzecznikiem.
Gilowska mówiła też wtedy, że służby specjalne PRL przed jej wyjazdami do Niemiec w drugiej połowie lat 80. nie próbowały nawiązywać z nią kontaktu, tym bardziej, że były to wyjazdy grupowe, a paszporty były załatwione przez KUL.
Ofiara "szantażu"?
Gilowską zdymisjonował były premier Kazimierz Marcinkiewicz po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył do sądu wniosek o jej lustrację - podejrzewając ją o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Ona sama stwierdziła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
29 czerwca Sąd Lustracyjny I instancji odmówił wszczęcia procesu, uzasadniając to tym, że Gilowska nie pełni już funkcji publicznej. Jednak, po zażaleniu Gilowskiej, 12 lipca sąd II instancji wszczął sprawę z urzędu. Uznano, że choć nie pełni już ona funkcji publicznej, zachodzi tu przewidziany przez ustawę inny, "szczególnie uzasadniony przypadek" by prowadzić sprawę.
Sąd wyznaczył terminy rozpraw na 2, 3, 4 oraz 9 sierpnia.
INTERIA.PL/PAP