Dzień Bez Samochodu
22 września w wielu krajach Europy obchodzony jest jako Dzień Bez Samochodu. Pomysł ustanowienia takiego dnia zrodził się przed laty we Francji. Akcja prowadzona jest głównie w wielkich miastach, gdzie korki stały się codziennością.
Około dwustu rowerzystów przejechało dzisiaj, w ramach Europejskiego Dnia bez Samochodu ulicami Warszawy. Zawody w jak najwolniejszej jeździe na rowerze i szybkiej na rolkach, występy grup teatralnych i konkurs rysunkowy zorganizowała z tej okazji Federacja Zielonych, na wyłączonym z ruchu odcinku Nowego Światu.
- Idea dnia bez samochodu polega na tym, by zrezygnować z samochodu i sprawdzić, jak to wpływa na funkcjonowanie miasta. Okazuje się, że nie ma ujemnych skutków - mówił Aleksander Buczyński z Federacji Zielonych.
- W Polsce uzależnienie od samochodu jest równie silne jak uzależnienie od alkoholu; wielu ludzi, którzy mają samochody, nie wyobraża sobie rozstania się z nimi choć na jeden dzień. To sprawia, że nie udaje się wprowadzać wielu regulacji prawnych - powiedział Stanisław Biega z FZ. Ubolewał, że Sejm odrzucił projekt nowelizacji kodeksu drogowego obniżającej maksymalną dopuszczalną prędkość na terenie zabudowanym do 50 km/godz. - Oznacza to, że na drogach Polski zginie więcej ludzi niż gdyby obowiązywało ograniczenie do 50 - dodał.
Federacja chce wydzielania pasów ruchu dla pojazdów transportu publicznego, przeznaczenia 0,5 proc. budżetu Warszawy na ścieżki rowerowe, co dałoby 100 km tras rocznie, ograniczenia ruchu aut w centrum, utworzenia stref pieszych w śródmieściu i ograniczenia budowy nowych dróg i parkingów, na korzyść terenów zielonych.
Około 200 rowerzystów, w tym cyklista na replice belgijskiego
bicykla z 1850 roku, przejechało kilkunastokilometrową trasę
ulicami Warszawy. - Zostawcie puszki i chodźcie na festyn - wołał przez tubę do mijanych kierowców jeden z organizatorów.
Do dzisiejszej akcji przyłączył się między innymi największy na Śląsku organizator komunikacji miejskiej. Każdy, kto swój samochód zostawił dziś w garażu albo na parkingu, a do celu chciał dojechać autobusem lub tramwajem, mógł to zrobić na Śląsku za darmo, bo biletem przejazdowym w autobusie i tramwaju był tego dnia dowód rejestracyjny.
O akcji wiedzieli kontrolerzy biletów, natomiast mieszkańcy i kierowcy mniej. Nie wiedzieli, bo na przystankach, w autobusach i tramwajach nie było żadnych ulotek czy plakatów z informacjami.
RMF/PAP