Drogie dzieci
Jesteśmy genetycznie zaprogramowani do małżeństwa i rodzicielstwa - twierdzą naukowcy. W Warszawie odbędzie się IV Światowy Kongres Rodzin. Rozmawiamy z jednym z organizatorów, Allanem C. Carlsonem.
Ozon: Chce pan reformować czy ratować świat?
Allan C. Carlson: Chcę odtworzyć szacunek dla rodziny. W tym sensie - tak,
próbuję ratować świat. Jesteśmy stworzeni, by żyć w rodzinie. Tę prawdę gdzieś zagubiliśmy. Trzeba pomóc młodym ludziom zrozumieć, że małżeństwo, dom, rodzina, wychowywanie dzieci to centralne cele naszego życia.
Jak by pan powiedział: rodzina to społeczny obowiązek czy klucz do szczęścia?
Rodzina - miłość męża i żony, miłość dzieci - jest czymś fascynującym. To centrum największych emocji, jakich człowiek może w życiu doświadczyć. To także potrzeba społeczna: jedyny sposób, by istniało wolne społeczeństwo. A dużo dzieci to gwarancja odtwarzalności pokoleń.
Co pan sądzi o ludziach, którzy nie chcą mieć rodziny?
Bywa, że są uzasadnione powody, dla których ludzie rezygnują z rodziny. Myślę jednak, że jest to motywowane przez indywidualizm. Wycofaniem odpowiadają na główne postulaty dzisiejszej kultury. Struktura nowoczesnej ekonomii nie uwzględnia małżeństwa. Współczesne formy rozrywki je ignorują. I młodzież otrzymuje fałszywy przekaz, że rodzina tylko przeszkadza.
Pisze pan, że powołaniem każdego chłopca jest być mężem i ojcem, zaś powołaniem każdej dziewczyny jest zostać żoną i matką. Nie widzi pan, ilu rodziców kompletnie się do tego nie nadaje?
Kultura popularna za mocno gloryfikuje hedonizm, egoizm, chciwość itp. A naukowcy mówią: genetycznie jesteśmy zaprogramowani do małżeństwa i rodzicielstwa. Tyle że w każdym oprogramowaniu pojawia się jakiś wirus.
Jakie dziś widzi pan zachęty do nieposiadania dzieci?
Kiedyś dzieci stanowiły coś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej na stare lata. Jednak państwo, korporacje, firmy ubezpieczeniowe przejęły te zadania. Państwo, a nie rodzina, która inwestuje w wychowanie i edukację, zarabia na dzieciach. Dzieci są teraz bardzo drogie. To już nie jest dobra inwestycja dla rodziców.
Polisa ubezpieczeniowa, inwestycja...
To jedna z wielu, choć naturalna motywacja. Inną zachętą do nieposiadania dzieci jest ekonomia rynkowa bez żadnych hamulców moralnych. I ojciec, i matka są zmuszani do pracy z dala od domu. Dzieci stają się przez to problemem ekonomicznym. Bez interwencji w rodzaju ulg podatkowych gospodarka będzie zniechęcać do ich posiadania.
Pisze pan: "Zatrzymać matki i ojców w domu. (...) Skończymy z metodami, które niesprawiedliwie hołubią duże, scentralizowane biznesy i instytucje". Przecież to utopia.
Świat się decentralizuje, a to nie utopia. Scentralizowany świat fabryk to relikt ostatnich 200 lat. Trzeba doprowadzić do sytuacji, by w domu znowu można było produktywnie i twórczo pracować. W Ameryce na przykład obserwujemy właśnie gwałtowny wzrost zainteresowania nauczaniem w domu.
Opisał pan i stara się upowszechniać system zachęt. Gdzie to już zadziałało?
W Ameryce zdają egzamin zachęty podatkowe. W latach 1944-1963 obowiązywał tam bardzo prorodzinny system podatkowy. Przyrost naturalny prawie się wtedy podwoił, obniżył się średni wiek zawierania małżeństw. Jednak kiedy zmieniono politykę fiskalną, współczynnik rozwodów poszedł w górę, spadła liczba urodzeń. Potem zalegalizowaliśmy aborcję. Zła polityka podatkowa to jedna z ważniejszych przyczyn załamania się rodziny.
Przestrzega pan przed inżynierami społecznymi, którzy próbują zmieniać definicję rodziny.
W Szwecji inżynieria społeczna przez 70 lat pracowała nad tym, by całkowicie rozmontować rodzinę. Zmierzano do tego, by państwo opiekuńcze miało wpływ na poszczególnych członków rodziny, osobno na ojca, osobno na matkę, osobno na dzieci. Tak, by wyeliminować relacje między nimi. Taka organizacja życia społecznego powoduje, że wszyscy - i dorośli, i dzieci - są zależni od państwa. Autonomiczna rodzina, w której mężowie zależą od żon, żony od mężów, a dzieci polegają na rodzicach, traci rację bytu.
Komu może na tym zależeć?
Feministom wierzącym, że rodzina to patriarchalny koszmar. Socjalistom uważającym rodzinę za przeżytek. Są też ludzie, którzy myślą, że jest za dużo dzieci na świecie. Inżynieria społeczna wykorzystuje prawo i politykę społeczną, by wyeliminować rodzinę. Ponieważ rodzina broni wolności, jest konkurencją dla państwa, które chce wszystkim rządzić.
Z ochrony i promocji rodziny - nie w wymiarze indywidualnym, ale globalnym - uczynił pan swój najważniejszy cel w życiu. Jak do tego doszło?
Robiłem doktorat na temat polityki rodzinnej w Szwecji. Przyglądałem się szczególnie pracy dwojga szwedzkich socjalistów, małżeństwa Alvy i Gunnara Myrdalów, rodziców trójki dzieci. Teraz ich najstarszy syn pisze książki i atakuje ideologię swojej matki. W końcu lat 70. przekonałem się, że zagadnienie rodziny jest centralnym problemem, przed którym stają Amerykanie i cała cywilizacja.
Dlaczego w 2007 roku Światowy Kongres Rodzin chcą państwo zorganizować w Warszawie?
Kryzys rodziny i kryzys demograficzny są najbardziej zaawansowane w Europie. Polska nadal jeszcze jest krajem chrześcijańskim na skalę niespotykaną w żadnym innym dużym społeczeństwie europejskim. Myślę, że Polacy mogą uratować Europę. Jan Sobieski już raz ją ratował (śmiech - red.).
Czy wasze przedsięwzięcia nie są odbierane jako narzucanie światu wartości chrześcijańskich?
Aktywnie współpracujemy z osobami wyznania mojżeszowego, także z muzułmanami. Jesteśmy aliantami. Wszyscy przekazują to samo przesłanie: indywidualizm, sekularyzm, egoizm pomieszany z agresją i pychą, który zdominował ONZ oraz UE, prowadzą donikąd.
* Allan C. Carlson, historyk od wielu lat zajmujący się historią rodziny, autor książek o tej tematyce, szef Międzynarodowego Komitetu Przygotowawczego Światowego Kongresu Rodzin, prezes Howard Center, autor manifestu "Naturalna Rodzina", ojciec czwórki dzieci.