Czy prezydent może wybierać sędziów?
Odrzuceni przez prezydenta sędziowie i asesorzy chcą walczyć o nominację w sądzie. Pomoże im Fundacja Helsińska - pisze "Gazeta Wyborcza".
Wczoraj spotkali się w Fundacji, by omówić strategię. Sprawa nie jest prosta, a rzecz bez precedensu. Bo jeszcze nigdy sędzia nie walczył o powołanie przed sądem. Ale też nigdy nie zdarzyło się, by prezydent odmówił powołania kandydatów, których przedstawiła mu Krajowa Rada Sądownictwa (prezydent ma w niej przedstawicieli). Konstytucja mówi bowiem, że prezydent "powołuje", a nie, że "może powołać" kandydatów. Większość konstytucjonalistów uważa, że jest to akt symboliczny, a nie decyzja prezydenta - kogo powołać, a kogo nie.
Tymczasem prezydent Lech Kaczyński pod koniec sierpnia odmówił powołania dziewięciu na ponad 80 kandydatów. Na dodatek nie wiadomo, dlaczego - swojej decyzji nie uzasadnił. To szczególnie trudna sytuacja dla tych odrzuconych, którzy już są sędziami, a chcieli orzekać w sądzie wyższej instancji. - Podważone zostało zaufanie do nich. Jak w tej sytuacji mogą dalej wykonywać zawód - mówi sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Orzekających "Iustitia".
Pojawiła się sugestia, że prezydent ocenzurował wyroki wydawane przez kandydatów, bo jednym z odrzuconych jest asesor, który półtora roku temu warunkowo umorzył sprawę toruńskiego sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego oskarżonego o pomówienie byłej konkubiny (tę decyzję podtrzymał sąd wyższej instancji). W sprawę odsunięcia sędziego Wielkanowskiego od orzekania zaangażował się Lech Kaczyński, gdy był ministrem sprawiedliwości.
Dr Adam Bodnar, szef Programu Spraw Precedensowych Fundacji Helsińskiej, który chce pomóc "odrzuconym", mówi: - Będziemy próbować w sądzie administracyjnym. Jeśli uzna się za niewłaściwy, mamy otwartą drogę do Trybunału. Negatywna i pozbawiona uzasadnienia decyzja prezydenta to niebezpieczny precedens i nie można tego tak zostawić.
Prof. Jerzy Stępień: - Precedens z niepowołaniem sędziów budzi największy niepokój. Gdyby okazało się, że powodem była negatywna ocena orzecznictwa sędziego czy asesora, to można w tym widzieć ingerencję władzy wykonawczej w dziedzinę zarezerwowaną dla władzy sądowniczej.
INTERIA.PL/PAP