Cukierek na drogę od Ericha Honeckera
Stan wojenny w Polsce widziany z drugiej strony żelaznej kurtyny - wspomina dziennikarz dawnego radia RIAS z Zachodniego Berlina, pracownik niemieckiego ARD, Michael Herde.
To była niedziela, wcześnie rano, kiedy usłyszałem informację od jednego z kolegów przez telefon: Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Niewiele później spotkaliśmy się z innymi kolegami w rozgłośni RIAS Berlin, rzut kamieniem od słynnego Ratusza Schoenberg, żeby przygotować specjalnie wydanie programu.
Nie byliśmy szczególnie zaskoczeni; wydanie poszło o godzinie 12 w południe, kiedy tylko dotarły do nas korespondencje z Warszawy i z Moskwy, reakcje stolic zachodnich, komentarze i rozmowy z ekspertami od bloku wschodniego, m. in. z Peterem Benderem, którego książka zatytułowana "Koniec ideologicznego wieku" właśnie się ukazała.
Stan wojenny w Polsce? Od razu pojawiają się w pamięci obrazy sowieckich czołgów na poza tym pokojowych ulicach, jak we wschodnim Berlinie w 1953, w Budapeszcie w 1956 czy w Pradze 1968.
Ulga była wielka, bo było jasne, że nie będzie żadnej inwazji. Kolega, znany z satyrycznych uwag, wynalazł jeszcze tego samego dnia wypowiedź Breżniewa o stanie wojennym w Polsce: "Czy oni muszą wszystko robić sami?" Niepewność była obecna wiele tygodni. Ulga - tak wielu to nazywało. Możliwe, że nie było "aż tak źle".
Zakaz Solidarności i internowanie najważniejszych działaczy dla mnie i wielu innych było ciosem, ja i moi koledzy mocno się niepokoiliśmy. Co w tamtych dniach szczególnie zwracało naszą uwagę, to pożegnanie w trakcie wizyty zachodnioniemieckiego kanclerza RFN Helmuta Schmidta z szefem państwa i partii, Erichem Honeckerem w NRD. Wizyta była długo planowana i ciągle przekładana. Teraz pojawiło się wielkie pytanie czy Schmidt wykorzysta okazję ogłoszenia stanu wojennego w Polsce, by przerwać pierwszą od 11 lat wizytę kanclerza RFN w NRD?
Nic podobnego nie uczynił, zamiast tego wykorzystał sposobność, by powiedzieć Honeckerowi prosto w oczy, że jest również współodpowiedzialny za to wydarzenie, jako część układu warszawskiego. Jak ostrożnie podchodził do tematu, dowodzi jego długo przemyślana ocena pobudek czynów polskiego rządu, wynikająca z troski o postęp procesu odprężenia w Europie. Tę wstrzemięźliwość widać było 13 grudnia 1981, w ostatnim dniu NRD-owskiej wizyty kanclerza RFN, w Guestrow w Mecklenburgii, to była ostatnia stacja jego dwudniowej podróży po NRD. Tam, już w pociągu, otrzymał słynnego cukierka do ssania od Honeckera, na podróż...
Inaczej, niż wielu zachodnich polityków, a przede wszystkim Ronald Reagan, widział socjaldemokrata Schmidt sytuację w Polsce. Wielkie siły USA i Związku Radzieckiego należało utrzymywać w "letniej temperaturze"; na ile możliwe, poprawiać możliwości procesów demokratyzacji również w mniejszych krajach. To nie było proste w czasie, kiedy sowieckie siły zbrojne stacjonowały w Afganistanie i ważne rokowania się "zatkały".
Przypominam sobie wyraźnie, że głównym tematem dyskusji 13.12.81 r. było pytanie, czy ogłoszenie stanu wojennego było "mniejszym złem" w porównaniu z zagrożeniem możliwej inwazji militarnej Związku Radzieckiego przeciw "kontrrewolucjonistom" z Solidarności i innym? Mogłoby się tak nie zdarzyć, że polski rząd i komitet partii pod wodzą generała Jaruzelskiego postąpił z taką ostrożnością, tak zorganizowanie, by uniknąć najgorszego?
To były spekulacje, ale wiem, że w tamtym świetle zagrożenie wydawało się dość realne. Niektórzy Polacy mieli do mnie za to później żal. Nie wiem do dzisiaj, pomimo wielu dodatkowych informacji z ostatnich lat, czy to było prawidłowe czy fałszywe. Po wielu przemyśleniach, mogę powiedzieć, że byłem całkiem pewien , że stan wojenny nie będzie stanem trwałym, i że Lech Wałęsa i jego przyjaciele pewnego dnia będą mogli dokończyć swoją pracę. I mogłem wtedy zrozumieć, dlaczego Helmut Schmidt nazwał generała Jaruzelskiego "polskim patriotą".
Wysłuchała Beata Dżon
* Michael Herde jest ekspertem od stosunków wschód-zachód, relacjonował dla RFN i innych państw europejskich m.inn. powstawanie Solidarności w Polsce, okres stanu wojennego i późniejszych przemian. Przeprowadził wiele wywiadów z polskimi politykami ówczesnego podziemia, rozmawiał m. inn. z ówczesnym kapelanem Solidarności, ks. Henrykiem Jankowskim.
Wielce prawdopodobne, że Herde jako pierwszy niemiecki dziennikarz przeprowadził rozmowę z Lechem Kaczyńskim 30.XII. 1989 roku, niedługo po zakończeniu obrad okrągłego stołu i pierwszych prawie wolnych wyborach. Kaczyński był wówczas doradcą Lecha Wałęsy; był ogromnie zmęczony, mimo wielu przepracowanych i nieprzespanych nocy, co słychać w rozmowie, nie odmówił spotkania.
To był jeden z pierwszych wywiadów dla niemieckich mediów dzisiejszego prezydenta RP, prowadzony w języku angielskim z udziałem tłumaczki, której Lech Kaczyński mino słabej znajomości języka pomagał w tłumaczeniu.