Co i z czym kojarzy się Adamowi Michnikowi
Jarosław Kaczyński, Jarosław Kaczyński, Jarosław Kaczyński - słuchając Adama Michnika można było odnieść wrażenie, że Vaclav Havel napisał, jeśli nie krytyczną książkę o polskim premierze, to przynajmniej jakąś ponurą alegorię IV RP.
Dla kogoś komu wszystko się kojarzy, pretekst zawsze się znajdzie. Dla wciąż naczelnego "Gazety Wyborczej" doskonałą okazją do zaprezentowania dręczących go przekonań odnośnie IV RP i "strasznych bliźniaków" stała się panelowa debata nad nową ksiażką Vaclawa Havla. W "Tylko krótko, proszę", znaleźć można praktycznie wszystko: od fragmentów dokumentów, poprzez notatki i osobiste wyznania, ale o "czwartej RP" jakoś nic.
I dobrze, bowiem czytelnik z pewnością chętniej zamiast odgrzewanych i powtarzanych do znudzenia kawałów o kaczkach, przyjrzy się kulisom prezydentury Havla. A jest ona niezwykła choćby z tego względu, że w osobie Vaclava Havla literatura wkroczyła do polityki. Jest to przypadek rzadki i kontrastujący z licznymi przykładami, kiedy to polityka wkraczała z buciorami w literaturę.
Dramatopisarz - polityk to zestawienie intrygujące. Jest coś takiego w polityce, co budzi skojarzenia z teatrem. Mówi się o scenie, aktorach i przypisanych rolach.
- Polityka w sposób oczywisty ma swoją dramaturgię, jest pytanie tylko, czy to będzie dobry czy zły teatr - mówił Vaclav Havel, podczas dyskusji na Zamku Wawelskim. W Polsce jakość przedstawień jest taka, że częściej pojawia się słowo cyrk, więc warto przyjrzeć się jak to wyglądało w kraju, gdzie współautorem scenariusza jest profesjonalista.
Chociaż my też mamy niezłych fachowców. Kazimerz Kutz stwierdził, że całe szczęście, że Havel nie zdawał do szkoły filmowej, jak to miał w planie, bo zamiast doskonałego polityka mielibyśmy kolejnego przeciętnego reżysera. Nie było to może miłe, ani nadzwyczaj taktowne, ale reżyserów rzeczywiście jest nadmiar.
I tak w czasie debaty redaktor - polityk (Michnik), tym razem jako reżyser obsadza dramaturga-polityka (Havla) w roli krytyka IV RP (interpretacja tekstu to podstawa). Scena do zagrania w duecie z politykiem-reżyserem (Kutz), który to uświadamia nas, że "wprawdzie pan prezydent już nie będzie siedział, ale Adam jeszcze może". I tak właśnie buduje się dramaturgię. Widownię przeszedł dreszcz grozy, i publika już wyobraziła sobie efektowną scenę wyprowadzania zakutego w kajdany redaktora-polityka, i przebitkę na oświadczenie, że "ten redaktor już niczego nie zredaguje". Tymczasem CBA, ABW, itp. jakoś się do tego aresztowania nie garną i spokojnie można kontynuować debatę o ugodowej, czeskiej polityce pojednania, pozbawionej złości i zajadłości, przerywając sobie od czasu do czasu zjadliwą uwagą o Kaczyńskim.