. Decydująca batalia o przyszłość zawodów prawniczych, rozegra się w Sejmie, już na przełomie lutego i marca, gdyż projekt znajduje się obecnie w końcowej fazie uzgodnień międzyresortowych - przypomina dziennik. Propozycje Ministerstwa Sprawiedliwości oprócz uzupełnienia luki prawnej powstałej po ubiegłorocznych orzeczeniach TK, zawierają szereg rozwiązań, które w sposób bezprecedensowy liberalizują dostęp do zawodu adwokata i radcy prawnego, m.in. modyfikując zasady naboru. Kluczowe znacznie ma obniżenie limitu punktów, jakie podczas konkursu będzie musiał uzyskać kandydat na aplikanta, a także zwężenie zakresu merytorycznego samego egzaminu. Te propozycje najbardziej krytykowane są przez korporacje, które miały okazje do wyrażenia swojej opinii do projektu w ramach tzw. konsultacji społecznych. - Nie znajduje uzasadnienia tak radykalne obniżenie wymagań stawianym osobom przystępującym do egzaminu konkursowego. O ile dotąd przy 250 pytaniach testu należało dać poprawną odpowiedź w ok. 76 proc., to teraz przy 150 pytaniach obniżono tę wielkość do ok. 53 proc., i to w sytuacji gdy kandydatom podawany będzie wykaz obowiązujących aktów prawnych i gdy utrzymuje się odejście od egzaminu ustnego - mówi sekretarz Krajowej Rady Radców Prawnych Władysław Lewandowski. Jego zdaniem znaczne obniżenie wymagań nie pozwoli m.in. na należytą ocenę przydatności do szkolenia aplikacyjnego. Lewandowski przestrzega, że jeżeli przepisy wejdą w życie, należy liczyć się z tym, że na aplikacje będzie dostawało się ok. 80 proc. wszystkich zdających, czyli praktycznie każdy, kto skończył studia prawnicze i przystąpił do konkursu. Obecnie egzamin zdaje nieco ponad 30 proc. Również adwokatura ze wszystkich proponowanych zmian najbardziej obawia się obniżenia poziomu aplikacji. - Obniżenie poprzeczki dla zdających może odbić się na klientach adwokackich, którzy będą narażeni w przyszłości na mało fachową obsługę prawną - mówi "Gazecie Prawnej" prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Stanisław Rymar.