"Chaos, terror, agresja". Mocne słowa konfederatów o początku roku szkolnego
To nie powrót do normalności w polskim życiu publicznym, ale podniesienie go na wyższy poziom chaosu, terroru i agresji, która rodzi się w sytuacjach konfliktu wywołanego przez niejasne, uznaniowo wdrażane dyrektywy władzy - uważają politycy Konfederacji na temat początku roku szkolnego.
Według Konfederacji sytuacja jest spowodowana przez "niechęć" ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego do wzięcia odpowiedzialności za działanie przedszkoli i szkół w czasie pandemii.
We wtorek rozpoczął się rok szkolny 2020/2021, w którym szkoły wracają do stacjonarnego nauczania. Tego dnia odbyły się w szkołach inauguracje, od środy prowadzone są lekcje. W szkołach obowiązują wytyczne sanitarne opracowane przez resorty edukacji i zdrowia oraz głównego inspektora sanitarnego. Ze względu na sytuację epidemiczną w tym roku inauguracje nowego roku szkolnego wyglądały inaczej niż zazwyczaj. Decydowali o tym dyrektorzy szkoły czy placówki oświatowej. Mieli zorganizować je w taki sposób, aby zapewnić uczniom, nauczycielom czy rodzicom, którzy będą towarzyszyć dzieciom, bezpieczne warunki.
- Początek roku szkolnego 1 września 2020 r. to nie powrót do normalności, nie zaprowadzenie porządku w polskim życiu publicznym, ale raczej podniesienie go na wyższy poziom chaosu, terroru i agresji, która rodzi się w sposób nieunikniony w sytuacjach konfliktu wywołanego przez niejasne, uznaniowo wdrażane dyrektywy władz - powiedział na czwartkowym (3 września) briefingu w Sejmie poseł Konfederacji Grzegorz Braun.
Inny polityk Konfederacji Włodzimierz Skalik zauważył, że "internet wrze" po pierwszych dniach działania przedszkoli i szkół. Krytykował to, że w progu każdej szkoły, "personel dezynfekował przy użyciu różnych środków chemicznych dłonie dzieciaków". Jak zauważył, spowodowało to w niektórych ze szkół "prawie godzinne kolejki".
"Rodzice spotkali się z przymusem"
Według Skalika "rodzice spotkali się też z przymusem, oczekiwaniem podpisania oświadczeń, zawierających absurdalne treści", czyli zobowiązujące ich, w przypadku gdy zauważą symptomy chorobowe, do zostawiania dzieci w domu, zakładające też wyrażenie zgody na bezdotykowy pomiar temperatury i zawierających informację, że placówka nie poniesie odpowiedzialności za ewentualne zakażenie COVID-19.
Jak zaznaczył, rodzice są także "zmuszani do wyrażania zgody na to, że gdy w rodzinie zostanie stwierdzone podejrzenie zachorowania na COVID-19, cała rodzina będzie podlegała kwarantannie".
- Szkoły zostały zmienione na swego rodzaju "areszty wydobywcze", bo dzieci są zobowiązane do tego, że gdyby posiadały wiedzę, że któryś z członków rodziny jest chory, ma natychmiast informować swoją szkołę. Kategorycznie sprzeciwiamy się temu stanowisku - zaznaczył Skalik.
Dodał, że zdaniem Konfederacji Piontkowski z premierem Mateuszem Morawieckim "zdjęli z siebie odpowiedzialność za podejmowanie decyzji za to, jak funkcjonują placówki dydaktyczne i przerzucili ją na dyrektorów przedszkoli i szkół. Jak dodał, dyrektorowie podejmują więc takie decyzje, które skutkują m.in. powstawaniem długich kolejek przed wejściem.
- A czym może skutkować stanie przez dzieci w ponadgodzinnej kolejce w deszczu łatwo sobie wyobrazić - tym, że dzieci się pochorują, a kiedy się spotkają, pozarażają się wzajemnie. Tylko będzie to poczciwa polska grypa, która spowoduje, że cała szkoła czy przedszkole pójdzie na tygodniowe zwolnienie, a rodzice będą musieli zajmować się dziećmi w domu - mówił Skalik.
Apel do szefa MEN, by wziął na siebie odpowiedzialność
Zdaniem polityka "panujący w szkołach chaos prowadzi do pogarszającej się sytuacji w polskiej edukacji, w momencie, gdy tak naprawdę cały semestr wiosenny został zmarnowany, a nauczyciele obecnie muszą rozpoczynać zajęcia od powtarzania materiału". Skalik ocenił, że "nauczanie zdalne się nie sprawdziło, a kontynuowanie tego obniża poziom uczniów". Mówił, że Konfederacja chce, by "szkoły funkcjonowały w całości normalnie", czyli jak przed pandemią.
Zaapelował też do Piontkowskiego, by jako minister edukacji "wziął na siebie odpowiedzialność za podejmowane decyzje i o to, by szkoły funkcjonowały normalnie, by dzieci mogły chodzić do szkoły i uczyć się tak jak to robiły przed sytuacją epidemiczną".
Braun powiedział, że Konfederacja "staje po stronie dzieci, którym odbiera się dzieciństwo, które się traumatyzuje i terroryzuje", a także po stronie nauczycieli, których zadaniem jest, jak mówił, "edukowanie i wychowywanie a nie tresura". Jego zdaniem dyrektorzy placówek dydaktycznych "znaleźli się między młotem a kowadłem".