Zbrodnia na Nilu
Na ekrany wchodzi film Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil". Postać bohatera, Augusta Emila Fieldorfa (1895-1953), była przez prawie cały czas PRL tematem tabu. Dziś generał to symbol żołnierza niepodległości i męczennika komunizmu.
Ten rodowity krakowianin, o korzeniach polsko-słoweńsko-czesko-austriackich, wyruszył na front Wielkiej Wojny mając zaledwie 19 lat, prawdopodobnie 7 sierpnia 1914 r., w szeregach pierwszych strzelców Józefa Piłsudskiego. Razem z Fieldorfem maszerował zapewne młodszy od niego o kilka miesięcy kolega z Kongresówki Stefan Rowecki.
Już 14 sierpnia przeżył Fieldorf chrzest bojowy w bitwie pod Brzegami, następnie w szeregach I Brygady walczył pod Łowczówkiem, Konarami i Jastkowem, a w 1916 r., już jako starszy sierżant, uczestniczył w bojach na Wołyniu. W walce z Rosją przeszedł więc cały szlak bojowy brygady Józefa Piłsudskiego, a w lipcu 1917 r., solidarnie ze swą formacją, odmówił złożenia przysięgi na wierność państwom centralnym. W rezultacie - jako poddany cesarza Austrii - został wcielony do armii austro-węgierskiej i wysłany do południowego Tyrolu na front włoski.
Żołnierz Niepodległej
Urlopowany po roku, wrócił do Krakowa, gdzie zaciągnął się do dowodzonego przez Eugeniusza Wyrwińskiego oddziału lotnego Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). 31 października 1918 r. przyłączył się do akcji por. Antoniego Stawarza i był jednym z wyzwolicieli Krakowa. Nie ominęła go wojna polsko-ukraińska, w której naprzeciw siebie stanęli dawni Galicjanie. Wkrótce jednak, w kwietniu 1919 r., doszło w jego życiu do dwóch momentów symbolicznych: oddania pierwszych strzałów do żołnierzy bolszewickich oraz wkroczenia w niedzielę wielkanocną do zupełnie nieznanego sobie dotąd Wilna.
Dane bowiem było Fieldorfowi uczestniczyć w wyzwoleniu nie tylko miasta rodzinnego, ale i Miłego Miasta - dwóch historycznych stolic Rzeczpospolitej. Bardziej nawet niż krakowianinem poczuł się niebawem wilniukiem: to tutaj, już w październiku 1919 r., wżenił się w rodzinę pisarki Eugenii z Kobylińskich Masiejewskiej, biorąc ślub z jej młodszą siostrą Janiną. Z kolei w 1922 r. do Wilna właśnie przeniosła się macierzysta jednostka Fieldorfa: 1 Pułk Piechoty Legionów. Związek z miastem trwał 15 lat i tylko z rzadka przerywały go dłuższe wyjazdy służbowe. Był to z pewnością najszczęśliwszy okres w życiu Fieldorfa, znaczony urodzinami obu córek oraz kolejnymi awansami.
Równie ważny był jednak wspomniany moment oddania pierwszych strzałów do bolszewików. Już bowiem wkrótce potem, zimą 1920 r., walczył młody porucznik z czerwoną armią w grupie operacyjnej gen. Edwarda Rydza-Śmigłego na Łotwie (w dawnych Inflantach Polskich), później - po czteromiesięcznym leczeniu szpitalnym - brał udział w wielkiej kampanii letniej, a wreszcie uczestniczył w pościgu po cudzie nad Wisłą, wykazując się brawurą pod Białymstokiem i Staworowem. To właśnie w walce z bolszewikami miał się po latach wypełnić jego los.
Na razie jednak służbę wojskową wytyczało mu terytorium odrodzonej Rzeczpospolitej. Po latach wileńskich przyszła bowiem kolej na Ruś, czy też - jak kto woli - Galicję. W styczniu 1938 r. ppłk Emil Fieldorf objął dowództwo 51 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Brzeżanach. Do Polski centralnej trafił dopiero w czasie kampanii wrześniowej: ten weteran walk z Rosjanami i Sowietami rozpoczął tu swą wojnę niemiecką. Przerzucony na obszar między Wisłą a Pilicą, bił się pod Starachowicami i Skarżyskiem-Kamienną, a po klęsce pod Iłżą znalazł się w grupie dwudziestu żołnierzy przedzierających się na wschód. Ostatecznie 20 września zrzucił - po ćwierćwieczu - mundur wojskowy. W rzeczywistości jednak rozpoczął wtedy nowy etap służby, połączony z większym niż kiedykolwiek ryzykiem.
Żołnierz podziemia
Nigdy już odtąd nie wrócił do normalnego życia. 11 października 1939 r. znowu wyruszył z Krakowa - tym razem przez Tatry i Słowację na Węgry. Internowany w Pelsöc, po raz pierwszy w życiu utracił wolność. Zwolniony, przedarł się do Francji i 9 lutego 1940 r. zameldował się u polskich władz wojskowych w Paryżu. Awansowany wkrótce potem na pułkownika, znalazł się w dyspozycji komendanta głównego Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Wyruszył z powrotem do kraju: był pierwszym emisariuszem Naczelnego Wodza od czasu rozpoczęcia działań wojennych na froncie zachodnim.
Jednak te właśnie działania - niemiecka ofensywa we Francji w czerwcu 1940 r. - spowodowały, że droga nabrała charakteru egzotycznego: wiodła przez Londyn aż do Kapsztadu w południowej Afryce. Wracając na północ, ujrzał Fieldorf z okien samolotu błyszczącą wstążkę Nilu i może już wtedy wymyślił sobie pseudonim. Z Kairu jechał przez Syrię, Turcję i Węgry; do Krakowa dotarł po prawie 11 miesiącach nieobecności. Na początku września 1940 r. zameldował się w Warszawie u komendanta ZWZ w kraju gen. Roweckiego Grota. Jak wyglądało spotkanie dwóch kolegów legionowych, z których jeden miał niebawem zginąć z rąk nazistów, a drugi - z rąk komunistów?
Warszawa stała się trzecim - po Krakowie i Wilnie - miastem Fieldorfa. Rozpoczął on tu antyniemiecką działalność konspiracyjną, dzięki której miał przejść do historii. Przybrał w ZWZ pseudonim Weller i po miesiącu został inspektorem w Oddziale I (Organizacyjnym). Zamieszkał u Aliny Nowakowej przy al. 3 Maja 5 i otrzymał dokumenty na nazwisko kolejarza Walentego Gdanickiego. W Armii Krajowej objął wiosną 1942 r. komendę Obszaru nr 2 (Północno-Wschodniego), toteż odtąd przez parę miesięcy działał głównie w Białymstoku i Grodnie. Jednak wobec prawdopodobieństwa dekonspiracji wycofano go już w lipcu; wrócił do Warszawy i tutaj, we wrześniu, gen. Grot wezwał go na długą poufną rozmowę, powierzając zadanie zorganizowania nowej komórki AK: Kierownictwa Dywersji - Kedywu.
Życie Fieldorfa doszło w ten sposób do punktu kulminacyjnego. Zamieszkawszy u Stanisławy Wierzbickiej przy ul. Kazimierzowskiej 81/1, używając najczęściej konspiracyjnego lokalu Bronisławy i Józefa Bednarskich przy ul. Żurawiej 42, przez całą jesień 1942 r. dokonywał żmudnych prac scaleniowo-organizacyjnych. 22 stycznia 1943 r., w 80 rocznicę powstania styczniowego, na rozkaz gen. Grota powołał oficjalnie Kedyw - potężną scentralizowaną organizację zbrojną, liczącą kilka tysięcy gotowych na wszystko ludzi. Na jej czele stanął Emil Fieldorf, który dopiero wtedy przyjął pseudonim Nil.
Podlegał on bezpośrednio Roweckiemu. Dowodził Kedywem przy pomocy sztabu dywersji - skompletowanej przez siebie grupy oficerów odpowiedzialnych za konkretne działy. Jego zastępcą był Franciszek Niepokólczycki, po nim Jan Mazurkiewicz, szefem sztabu został Wacław Janaszek. Trudno ustalić bezpośredni wkład tych ludzi w dzieło akowskiej dywersji (zwłaszcza zaś wkład dowódców Kedywów lokalnych, w tym Kedywu warszawskiego, z Jerzym Lewińskim, a po nim Józefem Rybickim na czele), jednak wszystkie nitki trzymał w ręku Fieldorf i to on wydawał rozkazy, a przynajmniej dawał swe przyzwolenie. W tym sensie dziełem Fieldorfa były akcje takie jak Wieniec, Taśma, Góral, a także akcja najważniejsza, dokonany w Warszawie 1 lutego 1944 r., na jego bezpośrednie zlecenie, zamach na Franza Kutscherę. Wykolejanie pociągów, wysadzanie mostów, niszczenie wagonów, samochodów i cystern, palenie wojskowych magazynów, tworzenie partyzantki, wykonywanie wyroków śmierci na gestapowcach i agentach, produkcja środków walki - wszystkie te działania liczyło się w dziesiątkach i setkach, niekiedy w tysiącach. Walka zbrojna o niepodległość, jaka toczyła się w Generalnej Guberni od jesieni 1942 r. do lutego 1944 r., była organizowana przez Fieldorfa. Był on wtedy najbardziej poszukiwanym przez gestapo Polakiem.
Tymczasem w styczniu 1944 r. na wschodnich obrzeżach Rzeczpospolitej pojawiły się pierwsze oddziały Armii Czerwonej i - rzec można - o Fieldorfa upomniała się jego wcześniejsza biografia. Wezwany w kwietniu 1944 r. przez komendanta głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego Bora, otrzymał rozkaz stworzenia organizacji Niepodległość (Nie) - elitarnej komórki, która na wypadek okupacji sowieckiej miała przechować w podziemiu zbrojne kadry niepodległościowe. Szefostwo Kedywu przejął Mazurkiewicz, Fieldorf natomiast rozpoczął tworzenie konspiracji w konspiracji: jeżdżąc po kraju, dobierał ludzi najofiarniejszych i najbardziej sprawdzonych. I chociaż 27 lipca 1944 r. stanowisko komendanta Nie musiał przekazać gen. Leopoldowi Okulickiemu, pozostał tu osobą numer dwa - jako jego zastępca.
Męczennik
Mianowany we wrześniu 1944 r. generałem brygady, był zastępcą Okulickiego także jako kolejnego komendanta głównego AK. Ale, wbrew planom Fieldorfa, po rozwiązaniu AK, w warunkach okupacji sowieckiej, Nie straciło charakter organizacji elitarnej. Nil, nieuchwytny dla gestapo, już 7 marca 1945 r. w Milanówku został aresztowany przez NKWD.
Ale Sowieci nie zorientowali się, kto wpadł w ich ręce. Fieldorf - szef Kedywu i Nie - był nadal poszukiwany i niebawem na moskiewskim procesie Okulickiego i innych przywódców Polski Podziemnej kierowano przeciw niemu najcięższe oskarżenia. Tymczasem obwiniony o spekulacje robotnik kolejowy Walenty Gdanicki został 26 marca, na dzień przed aresztowaniem Okulickiego, wywieziony do łagrów na Uralu. Pracował tam przy wyrębie lasów, w straszliwych warunkach zwłaszcza zimą, w mrozach dochodzących do 50 stopni. Półtora roku tej pracy wystarczyło, by znalazł się na skraju śmierci, odesłano go więc do szpitala specjalnego w miasteczku Możga koło Kazania. Na koniec został zwolniony. 26 października 1947 r. przekroczył nową granicę polsko-sowiecką. Daleko za nim zostało Wilno.
W Warszawie nie było już przyjaciół z podziemia - wszyscy byli uwięzieni, a w najlepszym razie wyjechali na Zachód. Walka została przegrana i trudno było nawet marzyć o kontynuowaniu konspiracji. Dowiedziawszy się, że żona i dorosłe córki mieszkają od dwóch lat w Łodzi, Fieldorf osiadł tam, jednak z przyczyn konspiracyjnych nie z rodziną, lecz w mieszkaniu Heleny Błociszewskiej przy ul. Jakuba 8. Łódź stała się czwartym miastem Fieldorfa, ale trudno było wciąż żyć na papierach Walentego Gdanickiego. Ostatecznie 4 lutego 1948 r. ujawnił się Fieldorf w łódzkiej Rejonowej Komisji Uzupełnień, a w czerwcu wysłał do Ministerstwa Obrony Narodowej wniosek o weryfikację stopnia wojskowego i przeniesienie w stan spoczynku.
Nie wiedział, że UB rozesłało już za nim list gończy. Kiedy po dwóch latach otrzymał wreszcie z MON odpowiedź na wniosek i kiedy podjął ostatnie kroki legalizacyjne, 9 listopada 1950 r. został na ulicy osaczony i siłą wciągnięty do auta. Skończyło się definitywnie jego życie na wolności. W Warszawie, w więzieniu przy ul. Rakowieckiej, wrzucono go do celi bez okna, pozbawionej stołu i krzesła. Czy chciano go wykorzystać w toczącym się wówczas procesie gen. Stanisława Tatara? Czy raczej zamierzano zrobić z niego ubecką wtyczkę w utworzonej przez UB tzw. V Komendzie WiN? A może postanowiono się zemścić za tyle lat wywodzenia w pole komunistycznych służb bezpieczeństwa?
Śledztwo trwało do lipca 1951 r., Fieldorf odmówił jakichkolwiek form współpracy: nie zgodził się nawet na napisanie apelu do byłych akowców. Wtedy, gdzieś na najwyższych szczeblach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego lub Informacji Wojskowej, pojawił się meldunek: ten więzień nie rokuje poprawy, a wie stanowczo za dużo.
Przygotowano wielką prowokację. Na dwóch podkomendnych Fieldorfa wymuszono biciem złożenie fałszywych zeznań. Teraz wszystko już było jasne: Nil wydawał w Kedywie rozkazy likwidowania partyzantów sowieckich oraz członków PPR, GL i AL, liczba jego ofiar przekroczyła tysiąc. Wyciągnięto dekret o ściganiu faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy i zdrajców Narodu Polskiego. 16 kwietnia 1952 r., w jednodniowym tajnym procesie, skazano Fieldorfa na karę śmierci przez powieszenie. Sąd Najwyższy 20 października 1952 r. utrzymał wyrok w mocy. Rada Państwa 5 lutego 1953 r. nie skorzystała z prawa łaski.
24 lutego 1953 r. o godz. 15 sprowadzono Nila z celi schodami do sutereny. Dwadzieścia pięć minut później było po wszystkim. Działo się to dziewięć dni przed śmiercią Stalina.
Pamięć narodowa
Morderstwo sądowe na Emilu Fieldorfie jest zbrodnią niespotykaną w historii Polski. Owszem, państwa zaborcze nieraz skazywały na śmierć polskich bojowników o niepodległość, na ogół jednak Rosjanie nie mordowali tych, co walczyli przeciw Niemcom, a Niemcy - tych, co walczyli z Rosjanami. Kedyw przecież nie skierował broni ani przeciw partyzantom sowieckim, ani przeciw sowieckiej piątej kolumnie, nie walczyła też z Sowietami Nie - jej zbrojna gotowość nie różniła się od np. Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, której szef Jan Rzepecki kary śmierci przecież nie dostał. Po drugie, Fieldorfa skazało państwo, które nazywało się polskim. W przeszłości bywały i takie precedensy (np. w 1824 r. w przypadku Waleriana Łukasińskiego), nigdy jednak polskie państwo, nawet niesuwerenne, nie orzekało wobec bojowników o niepodległość kary głównej. W dodatku w sytuacji, gdy wszystko to było już czasem przeszłym dawno dokonanym. Trudno przeczyć: w lutym 1953 r. PRL obnażyła bardziej niż kiedykolwiek swój antypolski charakter.
Ale nie jest to cała prawda o stosunku władz Polski Ludowej do sprawy Fieldorfa. Gdy po przełomie październikowym oskarżyciele Nila oświadczyli, że do swych zeznań zostali zmuszeni, Sąd Najwyższy uchylił 4 maja 1957 r. wydany wyrok, a Prokuratura Generalna umorzyła 4 lipca 1958 r. postępowanie z braku dowodów winy. Oczywiście, trwające niemal do końca istnienia PRL milczenie na temat Fieldorfa każe uznać współodpowiedzialność za jego śmierć kolejnych ekip rządzących. Ale i to nie jest takie proste.
W lutym 1972 r. Janina Fieldorfowa zwróciła się do ministra obrony narodowej PRL z prośbą o ustalenie miejsca pochówku męża. W odpowiedzi zjawił się w Łodzi przedstawiciel MON, informując o niemożności odnalezienia prochów, lecz w imieniu ministra proponując wybudowanie nowego, symbolicznego grobu Fieldorfa na Powązkach. To prawda, że wynegocjowany napis ('zginął śmiercią tragiczną") był eufemizmem graniczącym z fałszem. A jednak minister obrony narodowej stał się jedynym przedstawicielem najwyższych władz PRL, który choćby w ten tylko sposób uznał potrzebę dania satysfakcji rodzinie: nagrobek wystawił z własnych funduszy i na własną odpowiedzialność, a jego wysłannik oświadczył podczas uroczystości 8 grudnia 1972 r., że wszyscy w MON skłaniają głowę przed postacią Fieldorfa. Ministrem, który zdobył się na ten gest, był gen. Wojciech Jaruzelski.
Tak więc nawet tak jednoznaczna sprawa jak morderstwo sądowe generała Nila odsłania przy bliższym spojrzeniu margines niejednoznaczności PRL. To państwo, powołane niegdyś przez Stalina dla pierekowki Polaków, z biegiem czasu zaczynało już - ostrożnie i niechętnie, bywało że i krętacko - przyjmować ciężar własnych zbrodni. Dlatego dziś tak ważne jest zachowanie miary. Bo jeżeli mianem zbrodni komunistycznej określa się uderzenie manifestanta przez zomowca - jak określić to, co zrobiono Fieldorfowi?
PS: Śledztwo w sprawie mordu sądowego na gen. Fieldorfie zostało wszczęte w 1992 r. przez Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Objęło ono wszystkie osoby, które w latach 1950-1952 zaangażowane były w sfingowany proces gen. Nila. Byli to przede wszystkim prokuratorzy: Naczelnej Prokuratury Wojskowej - Helena Wolińska, i Prokuratury Generalnej - Beniamin Wejsbach oraz Paulina Ker, sędzia Sądu Wojewódzkiego Maria Gurowska, dwaj ławnicy - Bronisław Malinowski i Mieczysław Szymański, oraz sędziowie orzekający w Sądzie Najwyższym - Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew. W trakcie śledztwa okazało się, że podejrzani albo już nie żyją, albo zmarli w trakcie postępowania. Akt oskarżenia udało się sformułować jedynie wobec Wolińskiej i Gurowskiej, choć nie powiodła się ekstradycja tej pierwszej z Wielkiej Brytanii. Andrzej Romanowski
Polityka