Rozebrali się, by nie stracić pracy
Francuscy robotnicy w odważny sposób walczą ze skutkami kryzysu; Londyn znów stał się areną futbolowej wojny; Ameryka żegna ostatniego z braci Kennedych - o tym piszą dzisiaj zagraniczne serwisy internetowe.
Ameryka żegna Edwarda Kennedy'ego
Amerykańskie serwisy internetowe już od wczesnych godzin rannych informowały o śmierci młodszego brata Johna F. Kennedy'ego i jednego z najbardziej wpływowych senatorów Partii Demokratycznej. Edward Kennedy, przez rodzinę i przyjaciół nazywany "Teddym", przegrał walkę z guzem mózgu, którego zdiagnozowano u niego w maju 2008 roku.
Ten skuteczny i charyzmatyczny polityk zasiadał w Kongresie od 1962 roku. Zajmował się przede wszystkim służbą zdrowia i edukacją. W ostatnim czasie aktywnie zaangażował się w prace nad projektem reformy systemu opieki zdrowotnej postulowanej przez Baracka Obamę - jego śmierć to dotkliwy cios dla Demokratów, którzy zabiegają o akceptację prezydenckiego planu zarówno wśród klasy politycznej, jak i społeczeństwa.
Agencja Reutera pisze o "zmierzchu politycznej dynastii" , nad którą zmarły senator objął nieformalne przywództwo po zamachach, w których zginęli jego dwaj starsi bracia, John i Robert. Zaledwie dwa tygodnie temu odeszła najsłynniejsza z sióstr Kennedy, Eunice, pomysłodawczyni igrzysk dla osób niepełnosprawnych. Z dziewięciorga rodzeństwa, którego losami i karierą pasjonowała się cała Ameryka, żyje już tylko 81-letnia Jean Kennedy Smith.
Przegrana wojna z przemocą?
Wielka Brytania jest w szoku po zamieszkach, do których doszło po wtorkowych derbach londyńskich klubów West Ham i Millwall. Wzięły w nich udział setki pseudokibiców obu drużyn, którzy w pierwsze potyczki wdali się już przed meczem. Poziom agresji osiągnął apogeum po spotkaniu, wygranym przez West Ham 3:1. Jeden z uczestników walk, 44-letni mężczyzna, z ranami kłutymi klatki piersiowej trafił do szpitala.
Kilkanaście lat temu brytyjski rząd i władze futbolowe wypowiedziały wojnę przemocy na stadionach, które należały wówczas do najniebezpieczniejszych w Europie. Konsekwencja i brak pobłażliwości dla chuliganów przyniosły pożądany rezultat zarówno na obiektach sportowych, jak i na ulicach, na które często przenosiły się pomeczowe rozruchy. Dziś wszystkie media na Wyspach zastanawiają się, czy można mówić o pełnym sukcesie w walce z agresją pseudokibiców.
Rozebrali się, by nie stracić pracy
- Chcemy pokazać, że istnieją pracownicy gotowi na wszystko, by nie stracić pracy - nawet na zdjęcie ubrań - tak swoją decyzję tłumaczy trzynastu mężczyzn zatrudnionych w fabryce urządzeń grzewczych w Chaffoteaux we Francji. Wszyscy zdecydowali się na udział w rozbieranej sesji do kalendarza, który ukaże się na rynku jesienią. Na zdjęciach pozują jedynie w maskach i kaskach ochronnych.
Protest, którym ekscytuje się cała Francja, wywołała decyzja o likwidacji 204 spośród 250 miejsc pracy w zakładach zatrudniających bohaterów odważnej sesji zdjęciowej. Mężczyźni planują przeznaczyć zyski z niecodziennego przedsięwzięcia na sfinansowanie podróży do Włoch, gdzie będą protestować przed główną siedzibą firmy będącej właścicielem ich fabryki.
Zobacz materiał INTERIA.TV o nietypowym proteście:
Koniec z seksem na plaży
Australia nie chce już dłużej kojarzyć się światu z czterema "S" - "sun, sea, sand, surfing" (do których złośliwi dorzucają czasem "sex"). Rząd tego kraju planuje wydać 20 milionów dolarów na nową kampanię reklamową Antypodów, która ma diametralnie różnić się od powszechnie uznanej za pomyłkę akcji promocyjnej z 2006 roku. Kontrowersyjna seria spotów reklamowych, wyliczających atrakcje Australii i kończących się skierowanym do widza pytaniem "Więc gdzie ty się do cholery podziewasz?", nie zaowocowała oczekiwanym wzrostem ruchu turystycznego. Co więcej, ze względu na pojawiające się w nich przekleństwo, emisji spotów zakazano w kilku krajach, między innymi w Wielkiej Brytanii.
Rząd Australii chce przekonać odbiorców nowej kampanii, że na Antypodach można nie tylko wypoczywać, ale również inwestować, uczyć się i po prostu żyć. W ciągu najbliższych dni ruszy publiczny przetarg na nowy pomysł na zareklamowanie Australii światu.
Dzień miłości w Chinach
Wpływ zachodniej kultury na życie Chińczyków jest coraz bardziej widoczny. W tej sytuacji państwowe media zachęcają obywateli do kultywowania rodzimych tradycji. Jedną z nich jest chińskie święto zakochanych , Qixi, poważna konkurencja dla zdobywających w Azji coraz większą popularność walentynek. Przypada ono siódmego dnia siódmego miesiąca roku księżycowego, czyli właśnie dzisiaj. Tego dnia na północnym niebie zbliżają się do siebie dwie wielkie gwiazdy rozdzielone drogą mleczną, Altair i Wega. Symbolizują one legendarnych chińskich kochanków - Wolarza i Prządkę.
Tego dnia w całych Chinach organizowane są zbiorowe ceremonie ślubne, ponieważ zawarcie małżeństwa w święto Qixi ma gwarantować młodej parze szczęście.
KK