- Zmieniamy miejsce codziennie, a czasami raz na dwa-trzy dni - powiedziała Li Dzi Jung przez telefon dziennikowi "Dzung-ang Ilbo". Udzielając wypowiedzi gazecie 34-letnia kobieta rozmawiała jednocześnie z jednym z porywaczy. Dodała, że 22 zakładników, w tym 16 kobiet, zostało podzielonych na małe grupki i są przetrzymywani w 3 różnych prowincjach, by utrudnić ewentualną akcję ich odbicia. Powiedziała, że 4-osobowa grupa, w której sama się znajduje, czuje się "na razie dobrze". Zastrzegła jednak, że nic jej nie wiadomo o losie pozostałych zakładników. Li przebywała w Afganistanie od końca 2006 roku. Uczyła dzieci informatyki, pomagając jednocześnie w sprawowaniu opieki lekarskiej nad nimi. Talibowie postawili w niedzielę władzom afgańskim nowe ultimatum, domagając się uwolnienia do godz. 12.00 w poniedziałek (9.30 czasu polskiego) ośmiu talibskich więźniów. Zagrozili, że w przeciwnym razie zabiją "niektórych" z południowokoreańskich zakładników. Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj uprzedzał wcześniej, że nie będzie więcej żadnej wymiany więźniów po tym, gdy w marcu spotkał się z krytyką po wydaniu zgody na wymianę porwanego włoskiego dziennikarza Daniele Mastrogiacomo na pięciu talibskich więźniów.