Tragedia kierowcy i jego rodziny
Rodzina 22-letniego Pawła Mendyka z Mieszkowic przeżywa katusze. Stracili bliską osobę, a na dodatek boją się agresji rodzin ofiar tragedii. To Paweł prowadził autokar w chwili wypadku - pisze "Fakt".
Miał prawo jazdy od 10 miesięcy, ale jego krewni wierzą, że zrobił wszystko, by uniknąć tragedii. Coraz częściej słychać jednak opinie, że to właśnie przez jego błąd autokar nie wyhamował i spadł w przepaść. Ale nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia. Na razie są tylko domniemania ekspertów i świadków wypadku. - Paweł nie jest winny śmierci pielgrzymów - przekonują przez łzy reporterkę gazety członkowie jego rodziny.
Strona francuska nie podaje jeszcze informacji o Pawle Mendyku, ale jego rodzice, rodzeństwo i znajomi nie potrzebują oficjalnej depeszy. Są przekonani, że on nie żyje. Tak podpowiada im serce. - Spalił się - mówi przez łzy siostra kierowcy, Justyna Mendyk.
To taka straszna śmierć. Straszne dla rodziny Pawła jest jednak również to, że to właśnie o nim mówi się w kontekście odpowiedzialności za to, co zdarzyło się w niedzielę rano. Większość ludzi winą za koszmarny wypadek obarcza właśnie Pawła. Rodzina desperacko go broni. - Bo zawsze jest tak, że zrzuca się winę na tego, kto nie może się już bronić - powiada "Faktowi" ojciec kierowcy, Marek Mendyk. Bliscy modlą się za Pawła i innych zmarłych.
INTERIA.PL/PAP