"Sukces" Clintona to wygrana Korei Północnej
Zakończona w środę sukcesem misja byłego prezydenta USA Billa Clintona w Phenianie faktycznie jest wygraną Korei Płn. Amerykańskie dziennikarki wprawdzie odzyskały wolność, ale to północnokoreański dyktator pokazał, że biorąc zakładników, może doprowadzić do dwustronnego spotkania z byłym przywódcą USA - ocenia "Financial Times".
"Ani Waszyngton, ani ktokolwiek inny nie powinien pozostawać ślepy na zagrożenia stwarzane przez północnokoreański szantaż" - przestrzega dziennik w artykule redakcyjnym. Jak dodaje, Kim Dzong Il wykorzystał aresztowanie dwóch dziennikarek, żeby doprowadzić do spotkania, o które zabiegał. - Następnym razem będzie zabiegał o pieniądze czy dostawy - ostrzega "FT".
W podobnym tonie wypowiada się "Daily Telegraph", który zaznacza, że wzięcie amerykańskich zakładniczek umożliwiło dyktatorowi spotkanie na równej stopie z eksprezydentem. "Oznacza to też krok do przodu dla Korei Północnej, która domaga się, by zezwolono jej na dwustronne rozmowy z USA w sprawie zakończenia jej programu nuklearnego, bez potrzeby (wznawiania) zerwanych rokowań sześciostronnych, będących dotąd forum dla wszelkich dyskusji" - podkreśla gazeta.
"Financial Times" pisze też, że "drogi przywódca" Kim Dzong Il wykorzysta zapewne wyjątkowe zdjęcia z Clintonem do wzmocnienia swojej pozycji w kraju i zagwarantowania sukcesji dla swojego najmłodszego syna.
"Jak na człowieka, który jeszcze kilka tygodni temu uznawany był za śmiertelnie chorego, a według jednego z japońskich naukowców nie żył, dyktator Korei Północnej wygląda dość dziarsko" - pisze "FT".
Podsumowuje następnie, że Waszyngton musi zdecydować, co można faktycznie uzyskać od Phenianu, jeśli chodzi o jego nuklearne zobowiązania. "Następnie powinien okopać się na swoim stanowisku i nie ustępować ani na jotę, dopóki Korea Płn. się nie dostosuje" - podkreśla "Financial Times".
Zobacz, jak uwolnione dziennikarki dziękowały wczoraj Billowi Clintonowi:
INTERIA.PL/PAP