Mieszkańcy Krymu tęsknią za Rosją
Z głębokim smutkiem, ale i w przekonaniu, że zdominowany przez Rosjan Krym wróci kiedyś do Rosji, obchodzono w poniedziałek w Symferopolu kolejną rocznicę przekazania Półwyspu Krymskiego Ukrainie.
19 lutego 1954 roku dekretem prezydium Rady Najwyższej Związku Radzieckiego ówczesny obwód krymski został - jak głosił ten dokument - "przekazany ze składu Rosyjskiej SRR w skład Ukraińskiej SRR". Gest ten miał znaczenie symboliczne - przekazanie Półwyspu nastąpiło w 300. rocznicę zjednoczenia Ukrainy z Rosją.
W poniedziałek, 53 lata później, przed wejściem do konsulatu generalnego Federacji Rosyjskiej w Symferopolu płonęły portrety autorów ówczesnej i obecnej polityki Rosji wobec Ukrainy.
Protestujący w pierwszej kolejności podpalili wizerunek Nikity Chruszczowa, przywódcy ZSRR w latach 1953-1964 i pomysłodawcy idei oddania Krymu Ukraińcom. - Wódz komunistyczny Nikita Chruszczow podarował rosyjski Krym Ukrainie całkowicie bezprawnie - mówili uczestnicy protestu.
Krytykowano także Borysa Jelcyna, który podpisał się pod aktem rozwiązania Związku Radzieckiego, oraz obecnego ambasadora Rosji w Kijowie Wiktora Czernomyrdina.
O konieczności powrotu Krymu do Rosji mówili w poniedziałek rosyjscy politycy, cytowani przez agencję "Nowyj Region".
- Uważam, że Rosja odbierze Krym. Nastąpi to wskutek negocjacji, nie pod przymusem. Mam nadzieję, że dzień ten jest bliski. A tak w ogóle, to Rosja i Ukraina powinny być jednym państwem - powiedział szef radykalnej Partii Narodowo-Bolszewickiej Eduard Limonow.
INTERIA.PL/PAP