Meksyk: Nowy "Irak" dla Stanów Zjednoczonych?
Stany Zjednoczone poinformowały wczoraj, że zamierzają przeznaczyć 700 milionów dolarów na pomoc meksykańskiemu rządowi w walce z kartelami narkotykowymi. Problem jednak w tym, że sytuacja w Meksyku dawno wymknęła się już spod kontroli, a obecna wojna gangów może w każdej chwili przeobrazić kraj w drugi Irak. Bezpośrednie niebezpieczeństwo zagraża nawet Stanom Zjednoczonym.
Według poufnego raportu, do którego dotarła telewizja ABC News, meksykańskie kartele "przeszły w ostatnich latach przemianę od tradycyjnej gangsterskiej działalności bossów narkotykowych do paramilitarnego terroryzmu wykorzystującego taktyki partyzanckie". Na ulicach meksykańskich miast coraz częściej wybuchają samochody-pułapki, granaty i IED (miny-pułapki). W samym tylko 2008 roku w wojnach karteli z władzami kraju zginęło prawie 6 tysięcy osób, a ponad 1,5 tysiąca od początku tego roku.
"Zorganizowana przestępczość wystąpiła przeciwko legalnej władzy, a to może prowadzić do wojny domowej jeśli nie na terenie całego kraju, to przynajmniej w niektórych jego częściach" - ostrzegają autorzy dokumentu. Obecnie najniebezpieczniej jest w stanach Sinaloa, Durango i Chihuahua, zwanych "złotym trójkątem". To właśnie z nich pochodzi większość gigantycznych dochodów przemytników narkotyków.
Jak zdradzają urzędnicy administracji Baracka Obamy w Białym Domu coraz częściej mówi się o Meksyku, jako o potencjalnym kolejnym Iraku czy Afganistanie.
700 mln dolarów nie wystarczy
Dlatego Stany Zjednoczone postanowiły działać. Wyegzekwowano już 700 mln dolarów, które mają pokryć koszty m.in. zwiększenia na granicy liczby agentów służb imigracyjnych, celnych, a także agentów do walki z narkotykami i przemytem broni. Działania mają zostać podjęte po obu stronach granicy "we współpracy z partnerami meksykańskimi".
To jednak - zdaniem antyterrorysty Richarda Clarke'a - nie wystarczy. - W ciągu kilku ostatnich lat sytuacja gwałtownie się pogorszyła. Administracja Busha to zignorowała, ponieważ była skupiona na Iraku. Teraz coś się dzieje, ale to za mało by rozwiązać problem długofalowo - mówi ABC News Clarke.
Podobnego zdania jest Michael Braun, były szef operacyjny rządowej agencji do walki z narkotykami. Według niego plan Obamy nie rozwiązuje najbardziej krytycznych problemów - chociażby faktu, że 90 proc. broni wykorzystywanej przez kartele pochodzi z amerykańskich sklepów z bronią lub organizowanych na terytorium USA targów. - Oczywiście, że potrzebujemy więcej agentów na naszej granicy. Ale to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę. Tu nie ma żadnej strategii. A tego właśnie potrzebujemy - długofalowej strategii - ostrzega Braun.
Zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych
Sytuacja w Meksyku może szybko zmienić rzeczywistość amerykańskich miast. Kiedy bowiem ze Stanów Zjednoczonych płynie na południe broń, w drugą stroną podążają wpływy karteli narkotykowych, którym dość łatwo ulegają rodzime gangi. A od tego już tylko krok do powstania w USA "domowych terrorystów" - ostrzega poufny raport.
- W Meksyku mamy do czynienia z rebelią narkotykowych bossów. Wszystko to potwierdza: ataki na policję, ciężko uzbrojeni "powstańcy" i rząd, który nie jest w stanie rządzić. Teraz ta fala przemocy rozlewa się do Arizony, wpływa do Teksasu - zauważa Clarke.
O tym, że problem jest naglący świadczy m.in. znaczny wzrost w ostatnim czasie liczby porwań i zabójstw w południowo-zachodniej części USA.
Agnieszka Waś-Turecka