Protestujący nosili w niedzielę odznaki z napisem: "Ja bojkotuję, a ty?" i po raz kolejny wzywali do zignorowania wyborów. W październiku podobne protesty przetoczyły się przez wiele marokańskich miast. Wybory parlamentarne rozpisane będą przed terminem, co stanowi część procesu reform, zainicjowanego przez króla Maroka Mohammeda VI, po falach protestów, które przeszły przez kraj odkąd Bliski Wschód ogarnęła "arabska wiosna". Król zapewniał wielokrotnie, że wybory będą uczciwe i przejrzyste. Jednak nie zdobył zaufania opozycjonistów i wezwania do bojkotu wyborów powtarzają się w wielu miastach Maroka. W październiku w Rabacie manifestowało 3 tys. osób, a w Casablance około 8 tys. Główne ugrupowanie opozycyjne, Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, skrytykowało przeprowadzone zmiany, które miały zagwarantować uczciwość i prawidłowy przebieg wyborów; jego zdaniem nie zapobiegną procederowi kupowania głosów. W ramach zapowiedzianych reform król ma też przekazać część swych praw wybieralnym władzom, lecz zachowa decydujący głos w sprawach strategicznych. Wybory w Maroku na przestrzeni ostatnich 50 lat postrzegane były jako pusty rytuał odgrywany na użytek zachodnich sojuszników kraju, a decyzje co do składu rządu i jego kluczowych posunięć de facto zapadały między królem a elitą sędziów. Sprzyjały temu wysoki wskaźnik analfabetyzmu w Maroku, tradycyjny szacunek dla króla oraz cenzura w mediach. Ruch 20 Lutego to luźno powiązane ugrupowanie o zasięgu krajowym, inspirowane wydarzeniami w Tunezji i Egipcie. Jego członkowie domagają się, by król Mohammed VI zrezygnował z władzy w większym wymiarze oraz rozliczył się z korupcją i nepotyzmem w rządzie.