Łącznie z miejscami mniejszego partnera koalicyjnego, partii Nowa Komeito, koalicja rządząca zdobyła 46 mandatów. Opozycyjna Partia Demokratyczna uzyskała aż 60 miejsc. W niedzielę wybrano połowę ze 242-osobowego składu Izby Radców, w której koalicja dysponowała dotąd 132 miejscami, a po niedzielnych wyborach będzie miała tylko 103. Kadencja deputowanych trwa sześć lat, ale wybory odbywają się co trzy lata i każdorazowo odnawiana jest połowa składu izby. Przegrana PLD, choć bolesna propagandowo, nie zagraża premierowi bezpośrednio, ponieważ za wybór szefa rządu odpowiada Izba Reprezentantów - niższa izba parlamentu, w której obóz rządzący ma zdecydowaną większość. Izba wyższa ma w znacznym stopniu charakter ceremonialny. Jednak zdaniem ekspertów, porażka PLD może premierowi znacznie utrudnić rządzenie. Z pewnością będzie także narastała presja, aby szef rządu ustąpił ze stanowiska. Już w poniedziałek w wielu prestiżowych tytułach prasowych pojawiły się wezwania, by premier ustąpił. Abe zapowiedział jednak jeszcze w niedzielę, że mimo przegranej w wyborach nie zamierza odchodzić ze stanowiska. - Muszę kontynuować reformy i nadal wypełniać swoje obowiązki jako premier - oświadczył. Dodał, że chociaż czuje się odpowiedzialny za klęskę koalicji, nie zamierza rozpisywać przedterminowych wyborów do niższej izby parlamentu. Zapowiedział natomiast przetasowania w rządzie.