Birma: Wojskowe władze zwolniły 229 mniszek i mnichów
Wojskowe władze Birmy zwolniły w nocy z wtorku na środę 229 mnichów buddyjskich, zatrzymanych w ubiegłym tygodniu w czasie krwawo stłumionych przez juntę pokojowych marszów w Rangunie. Wśród zwolnionych jest 149 kobiet - mniszek buddyjskich.
Większość została zatrzymana w trakcie obław dokonywanych głównie nocą na klasztory buddyjskie w Rangunie i okolicach miasta.
Z relacji jednego z mnichów wynika, że nad ranem w środę uwalnianych odwożono do ich klasztorów. Zdaniem młodego buddysty, w areszcie przebywa nadal kilkuset mnichów z co najmniej 15 ranguńskich klasztorów.
Zwolniony mnich ujawnił, iż jego grupa była przetrzymywana na terenie budynku uczelni technicznej w północnej części Rangunu. Mnisi byli intensywnie przesłuchiwani. W trakcie przesłuchań mnichów obrażano, ale nie poddawano torturom. Wszyscy dostawali dwa skromne posiłki dziennie. Po zatrzymaniu mnichów zmuszono do założenia cywilnych ubrań. Tradycyjne mnisie szaty zwrócono im w momencie zwolnienia przed powrotem do klasztorów.
Z relacji tego świadka wynika też, że aresztowania przebywających w jego klasztorze dokonano pod pozorem zaproszenia wszystkich mnichów na "charytatywne śniadanie". To okazało się zwykłym kłamstwem - powiedział młody mnich.
Zatrzymanych podzielono na cztery kategorie, w zależności od których prowadzono śledztwo: przechodniów, tych co tylko obserwowali marsz, tych co klaskali i tych, którzy dołączyli do manifestacji.
Jak podaje w środę rano agencja Reutera, w Rangunie nadal trwa fala aresztowań. W nocy z wtorku na środę wyjechało z miasta w nieznanym kierunku co najmniej osiem ciężarówek z zatrzymanymi ludźmi. Liczbę aresztowanych w nocy opozycja ocenia na co najmniej 147 osób.
INTERIA.PL/PAP