- Decyzję o zaproszeniu obserwatorów podjęło polityczne kierownictwo kraju. Będą zaproszeni także obserwatorzy OBWE, zgodnie z tradycjami OBWE, czyli bez żadnych ograniczeń, tak jak oni tego wymagają - powiedziała Jarmoszyna. Na początku marca Jarmoszyna wypowiadała się za wykluczeniem przedstawicieli państw unijnych z misji obserwacyjnej OBWE na wybory parlamentarne w jej kraju z powodu sankcji UE wobec Białorusi. Jarmoszyna oceniła także, że nieprzychylna opinia obserwatorów OBWE na temat wyborów na Białorusi się nie zmieni. - Czy jest nadzieja, że ich stanowisko się zmieni? Myślę, ze żadnej.(...) Tu nawet nie chodzi o obserwatorów. Oni są tylko przykrywką. Dokumenty (z misji obserwacyjnej) są przygotowywane w ramach aparatu Biura Instytucji Demokratycznych (i Praw Człowieka), a jego urzędnicy są delegowani głównie ze Stanów Zjednoczonych. Jakie dostaną zadanie, takie i będą wnioski - oświadczyła. Po wyborach prezydenckich na Białorusi 19 grudnia Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) działające w ramach OBWE, a także Zgromadzenie Parlamentarne OBWE uznały, że wybory nie odpowiadały standardom tej organizacji. Obserwatorzy OBWE oświadczyli, że Białorusi "bardzo daleko do wolnych wyborów" i skrytykowali m.in. liczenie głosów i akcję milicji wobec opozycyjnych liderów i demonstrantów w wieczór wyborczy 19 grudnia. Białoruś podjęła wtedy decyzję o nieprzedłużeniu mandatu biura w Mińsku. W niedzielę szefowa CKW powiedziała, że na wyborach będzie w sumie około 1000 międzynarodowych obserwatorów, z dwóch głównych misji: Wspólnoty Niepodległych Państw i OBWE, ale także obserwatorzy zaproszeni przez parlament i Centralną Komisję Wyborczą. Jak dodała, najwięcej obserwatorów zawsze przysyła Federacja Rosyjska. 23 września będzie wybierana Izba Reprezentantów, niższa izba parlamentu. Jak wynika z marcowego sondażu niezależnego ośrodka badawczego NISEPI, więcej Białorusinów chce głosować w tych wyborach na kandydatów sprzyjających prezydentowi Łukaszence (30 proc.) niż na jego przeciwników (23,1 proc.). Po ostatnich wyborach prezydenckich 19 grudnia 2010 roku w Mińsku brutalnie zdławiono protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. poparcia Łukaszence. Po demonstracji do aresztów trafiło ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich stanęło przed sądem w sprawach karnych dotyczących masowych zamieszek, ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.