Sześć reniferów zagryzionych w Wielkopolsce. Wiele niewiadomych

Oprac.: Sebastian Przybył
Sześć reniferów zostało zagryzionych w wielkopolskim gospodarstwie turystycznym. Policja twierdzi, że do dramatu przyczyniły się bezpańskie psy lub wilki. Poszkodowani uważają jednak, że widzieli agresywne zwierzęta i w ich opinii miały one obroże, a bezpośrednią odpowiedzialność ponoszą właściciele. - Winnych będziemy szukać, aż do skutku i zrobimy wszystko, co się da, by zostali ukarani z całą możliwą mocą - mówi gospodarz Aleksander Dyczek.

Gospodarstwo turystyczne, znane też jako norweska wioska Arendel, położone jest we Włodzimirowie w gminie Zagórów (woj. wielkopolskie). Miejsce powstało siedem lat temu - z dala od miejskiego zgiełku, w otoczeniu przyrody.
Choć do sytuacji doszło na początku maja, sprawa nabiera rozgłosu w połowie czerwca.
Wielkopolskie: Sześć reniferów zagryzionych
- Kiedy zaalarmowali nas teściowie, którzy spędzali majówkę w jednym z domków, nie spodziewaliśmy się, że to co zobaczymy za chwilę będzie wyglądało jak sceny z horroru - relacjonuje dramat w rozmowie z portalem slupca.pl właściciel agroturystyki, Aleksander Dyczek.
Łącznie zagryzionych zostało sześć reniferów - przeżyło tylko jedno zwierzę.
Policja, która wszczęła dochodzenie w sprawie, bierze pod uwagę dwa scenariusze. Jednym z nich jest atak bezpańskich psów, drugim zaś wilków. Z obiema tezami nie zgadzają się jednak właściciele, zdaniem których psy miały obrożę.
- Wiem, że niektóre wilki też mają obroże z lokalizatorami, ale widziałem na pewno psa. Teściowa widziała też drugiego, mniejszego - tłumaczy pan Aleksander w rozmowie z RMF FM. - Dostały się do zagrody, podkopując ogrodzenie. Zagryzły sześć naszych reniferów. Ostał się jeden, najsilniejszy samiec. Musimy teraz odbudować stado - podkreślił.
W opinii właściciela psy, jakie zabiły jego zwierzęta, nie były bezpańskie, a problem leży po stronie nieodpowiedzialnych właścicieli, którzy nie zamykają swoich posesji i puszczają psy wolno.
"Zrobimy wszystko, co się da, by zostali ukarani z całą możliwą mocą"
Pan Aleksander uważa również, że jego obiekt był właściwie zabezpieczony. "Cały kompleks jest ogrodzony siatką leśną z grubego drutu częściowo wkopaną w ziemię lub podwiniętą do zewnątrz. Sama zagroda reniferów zbudowana jest z metalowych rur oraz drewnianych wałków, a jako uszczelnienie i dodatkowe zabezpieczenie służą dwumetrowe panele ocynkowane wbite w grunt na minimum pół metra" - opisuje portal slupca.pl.
Mimo i tak sporych zabezpieczeń, po tragedii właściciele postanowili otoczyć swój obiekt jeszcze jedną siatką ochronną. - Wolę się przygotować. Nie wiadomo co się wydarzy - mówi w rozmowie z RMF FM.
Tuż po dramacie na miejscu zjawili się specjaliści, którzy pobrali próbki do badań. Instytut Zootechniki w Balicach nie podaje jednak szczegółów, dotyczących wyników badań. - Wyniki zostaną przesłane bezpośrednio do właściciela zagrody. Nie możemy informować o przebiegu badań - usłyszało radio w rozmowie z przedstawicielką instytutu.
Przedłużające się badania niepokoją pana Aleksandra, który podkreśla, że nawet pieniądze nie zrekompensują trudu, jaki włożyli w hodowlę reniferów. - Winnych będziemy szukać, aż do skutku i zrobimy wszystko, co się da, by zostali ukarani z całą możliwą mocą - powiedział właściciel w rozmowie ze slupca.pl.