Mistrzynie świata po ogromnym sukcesie na poznańskich mistrzostwach świata, gdzie wywalczyły złoty medal w dwójce podwójnej, zrobiły sobie długą, zasłużoną przerwę. Był czas na wakacje i spędzanie czasu w gronie najbliższych. - Trochę bawiłyśmy się sportem. Można było też pozałatwiać pewne zaległości na uczelni, choć nie zawsze było "do przodu" - uśmiecha się Fularczyk. Od kilkunastu dni poznanianki są już w pełnym treningu. Ćwiczą na siłowni, ergometrze, basenie, biegają. - Na początku stycznia jest zgrupowanie w Nantes i nie chcemy tam jechać "tak z marszu" - tłumaczy Fularczyk. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia spędzą w rodzinnym gronie. Ale i w okresie świątecznym zawodniczki będą musiały odejść do stołów. - Plan treningowy jest nasza biblią i trzeba go wykonać, bez względu na to, że mamy święta. Mamy jeden dzień wolny, trenujemy natomiast w wigilię i drugi dzień świąt - podkreśliła Fularczyk. - To są z reguły luźne zajęcia. Czasami gramy mecz piłkarski pomiędzy różnymi poznańskimi klubami wioślarskimi - dodała Michalska. W przyszłym roku Polki będą bronić złotego medalu wywalczonego w dwójce podwójnej. Może się jednak okazać, że Michalska i Fularczyk w Nowej Zelandii popłyną w innej osadzie. Trener żeńskiej reprezentacji Marcin Witkowski już na początku obecnego roku próbował zbudować czwórkę podwójną, ale po pierwszych, niezbyt udanych startach, zrezygnował z pomysłu. - Wszystko zależy od koncepcji i od tego, co się w głowie trenera urodzi. Jeśli się okaże, że czwórka jest szybsza i ma większe szanse na medal, to postawi na tę osadę - uważa Fularczyk. - Nam zależy, żeby ta nasza grupa była jak najliczniejsza, bo wtedy będzie jeszcze większa rywalizacja - zaznaczyła Michalska. Poznańskie wioślarki w ostatnim czasie nie narzekały również na brak mniej lub bardziej oficjalnych spotkań, na którym odbierały szereg nagród i wyróżnień. Mistrzyniom jednak najbardziej w pamięci utkwiła wizyta w areszcie śledczym w Środzie Wielkopolskiej. - Najmilej wspominam to właśnie spotkanie. Warto, by takie osoby jak my, jeździły w takie miejsca i dawały nadzieje tym ludziom. Po wizycie dostałyśmy piękny list z podziękowaniami - wspomina Michalska. - Ja przeżyłam ogromny szok, bo ludzie okazali się bardzo przyjemni. Przebywanie w takim miejscu wywarło na mnie ogromne wrażenie - dodała Fularczyk.