Tak Ukraińcy zatopili "Moskwę". Pomogły pogoda i rosyjska arogancja
Ukraińscy wojskowi musieli decydować natychmiast, czy w stronę flagowego okrętu Rosji - "Moskwy" - posłać "upominek" w postaci dwóch rakiet "Neptun". Namierzyli go radarami, chociaż w teorii było to niemożliwe. Obrońcom pomogła jednak burzowa pogoda nad Morzem Czarnym. Media dotarły do nieznanego wcześniej zdjęcia z chwili wystrzelenia pocisku, który chwilę później uderzył w krążownik.
Zatopienie krążownika "Moskwa" to jeden z największych sukcesów Ukraińców w walce przeciw Rosji. Był to flagowy okręt Floty Czarnomorskiej - dumy kremlowskiej marynarki wojennej. Do tej pory nie było jednak wiadomo, w jaki sposób udało się zneutralizować tę jednostkę. Szczegóły opublikowała we wtorek "Ukraińska Prawda".
Jak opisuje ukraińskie medium, 13 kwietnia "Moskwa" stacjonowała na Morzu Czarnym około 120 kilometrów od wybrzeża. W teorii wojsko obrońców nie powinno wykryć krążownika radarami, bo te konwencjonalne nie są w stanie wskazać lokalizacji celów z takiej odległości, a Kijów nie posiadał radarów pozahoryzontalnych.
Jednak w praktyce Ukraińcom pomogła "sama natura i arogancja rosyjskich marynarzy". Operator rakietowego systemu "Neptun" otrzymał dane z radaru wskazujące na "duży cel" oddalony właśnie o 120 kilometrów. Wojskowi ustalili, że mógł być to jedynie krążownik "Moskwa".
Zachmurzone niebo pomogło Ukraińców. Sygnał radaru dosięgnął "Moskwy"
Dlaczego radary wykryły okręt? Umożliwiły to gęste chmury. Sygnał odbijał się od nich, następnie od powierzchni wody i znów o zachmurzone niebo - i w ten sposób nieoczekiwanie dotarł do "Moskwy".
Tymczasem Rosjanie byli na tyle przekonani, że Ukraińcy nie są w stanie ich zlokalizować, że najpewniej nie uruchomili nawet systemów obronnych.
"Ukraińska Prawda" zauważyła, że nawet gdyby najeźdźcy zabezpieczyli się i mieli włączone ochronne procedury, one na nic nie zdałyby się, ponieważ nie zneutralizowałyby ukraińskiego pocisku ponaddźwiękowego, lecącego nad taflą wody.
Natychmiastowa decyzja. Ukraińscy wystrzelili "Neptuny" w stronę "Moskwy"
Jak dowiedzieli się dziennikarze w źródłach wojskowych, aby zatopić "Moskwę" niepotrzebna była pomoc NATO, USA albo innych państw zachodnich.
"Ukraińcy potrafili rozwiązać takie problemy o niewiarygodnej złożoności. Rosyjska 'góra żelaza' była stale widziana i rejestrowana przez satelity. (Armia) twierdzi, że trudność polegała nie na okryciu krążownika, ale dotarciu do niego" - opisali.
Obrońcy zdecydowali więc natychmiast zniszczyć okręt. W jego stronę wystrzelono dwie rakiety Neptun. "Ukraińska Prawda" opublikowała też nieznane wcześniej zdjęcie z wystrzelenia pocisku, który uderzył we flagową jednostkę rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Po uderzeniu w "Moskwę" rozpętała się burza
Początkowo Kijów nie wiedział, czy operacja się powiodła. Nie dało się tego zweryfikować za pomocą dronów Bayraktar, ponieważ ponad chmurami nic nie byłoby widać, a gdyby maszyny zleciały poniżej - zostałyby zestrzelone. Ukraińskie wojsko mogło jednak zacząć się cieszyć, gdy po kilku minutach "Moskwa" nagle zaczęła się poruszać, a w jej stronę zaczęły płynąć inne statki.
Pogoda nadal nie sprzyjała Rosjanom. Po uderzeniu w krążownik rozpętała się burza, utrudniając im akcję ratowniczą. "Kiedy armia zdała sobie sprawę, że z Krymu wypłynął holownik w stronę 'Moskwy' stało się oczywiste, że sytuacja na niej jest krytyczna" - dodała "Ukraińska Prawda".
Krążownik przed posłaniem go na dno "zasłynął" też pierwszego dnia wojny wytoczonej przez Rosję. Wtedy "Moskwa" oraz inny okręt "Bykow" ostrzelały Wyspę Węży, a ich załoga nakazała obrońcom poddanie się. W reakcji usłyszała: "Rosyjski okręcie wojenny, idź w c**j".