"Ujawnię całą prawdę, oprócz nazwisk"
Nie, nazwisk chyba nie opublikuję. I teraz znów będę podejrzany - dlaczego tego nie robię. Nie. Dlatego, że to są indywidualne przypadki. Już tam paru ludzi na serce umiera - powiedział w Kontrwywiadzie RMF FM Lech Wałęsa.
Posłuchaj Kontrwywiadu:
Kamil Durczok: "Liczę, że mnie przeproszą" - powiedział pan wczoraj po opublikowaniu materiałów z IPN. "Powinien być oskalpowany, a nie przeproszony" - odpowiada Anna Walentynowicz. Co pan na to?
Lech Wałęsa: Niepotrzebnie wdałem się w dyskusję. Ujawniłem dokumenty, a każdy, kto czyta, niech sobie wyrobi własne zdanie na ten temat.
A jak pan słucha takich wypowiedzi, to czy warto było publikować?
Nie wdaję się w takie dyskusje. Pani Walentynowicz powiedziała tym tekście, o którym pan mówi i jest dzisiaj w prasie, że w jej teczce z IPN jest jakiś donos na nią przez Lecha Wałęsę. Żądam natychmiastowego pokazania dziennikarzom tego tekstu. Inaczej będę nazywał kłamcą i oszustką, bezczelną kobietą. Musi mi udowodnić teraz, albo wy pomóżcie mi udowodnić, że kłamała zawsze i kłamie teraz.
Dlaczego pan nie opublikował wszystkich dokumentów? Mówi pan, że w tej pozostałej części jest "bezsensowny materiał od zwykłych kablarzy". Przez nieopublikowanie całości pan tylko podsyca spekulacje.
Chciałem trochę mądrości dołożyć. Dostałem dwie teczki, które w całości opublikowałem. Reszta to z różnych teczek - z Zakopanego jakaś "Ewa", jakiś inny - to są jakieś kartki, które są kablowaniem, ale tak dalekim, nie mającym większego sensu. Problem polega na tym, że ja uruchomiłem teczki - tomy - w całości. Tamte dostawałem jednego dnia, drugiego dnia - fragmenty. Dlatego one są moim zdaniem bez sensu. W Gdańsku to była Walentynowicz, Gwiazdowie, Borusewicz i w prawie każdej teczce znajduje się to samo.
Ale wie pan, że ludzie to odbierają w różny sposób? Wieczorem sprawdziłem wyniki takiej sondy na portalu tvn24 - ponad 50 procent uważa, że będzie pan niewiarygodny, jeśli pan nie opublikuje całości. Ponad 20 procent mówiło, że trzeba puścić, bo ludzie mają prawo wiedzieć.
Zostało około 20 kartek i natychmiast publikujemy. Natychmiast. Mam natomiast inny problem. Prócz tego wszystkiego otrzymałem jeszcze listę agentów, TW i funkcjonariuszy aparatu różnego. Tej listy nie chciałem z ludzkich powodów publikować. Teraz jest problem - co ja mam zrobić?
To pan jest dysponentem tych materiałów.
Tak, ale to same suche nazwiska. Czy ja to mam publikować? Mam opory moralne i inne, i chyba tego nie opublikuję. Nie wiem, rozważam. Zostało 20-25 luźnych kartek, bez sensu.
A jakie tam są nazwiska? Jakieś znane?
Tam jest trochę i księży, i różnych ludzi i w związku z tym nie chciałbym tego robić.
I to są nazwiska ludzi, którzy - zdaniem SB - donosili na pana?
Tak, TW, nazwiska oryginalne, z pieczątkami, z IPN.
A z bardziej znanych nazwisk to jakie tam są?
Nie naciągaj mnie pan na to. Nie mam siły.
Taka moja rola, panie prezydencie.
Nie mogę. Nie, nazwisk chyba nie opublikuję. I teraz znów będę podejrzany - dlaczego tego nie robię. Nie, dlatego, że to są indywidualne przypadki. Trzeba by rozważyć. Już tam paru ludzi na serce umiera. Nie mogę tego zrobić. I co, będę do końca życia posądzany, że coś kombinuję?
No ale - jak mówiłem - ludzie chcą znać całą prawdę o panu, jest pan osobą publiczną i być może trzeba?
Całą prawdę, ale oprócz list. Całą prawdę natychmiast dzisiaj uruchamiam. I proszę wszystkich dziennikarzy, ponieważ w dalszym ciągu zostałem oskarżony przez tę nieuczciwą kobietę - Annę Walentynowicz - że ona ma, to jest napisane w gazetach, na piśmie jakiś donos Lecha Wałęsy. Natychmiast żądam opublikowania. Natychmiast proszę was, wymuście od niej ten dokument.
Będziemy pytali Annę Walentynowicz. Ale jest taki dokument w ramach tych opublikowanych. Nazywa się "Plan działań w ramach kombinacji operacyjnej Mieszko II". I w punkcie 2. jest napisane: "Celem działań jest dalsze utwierdzanie Anny Walentynowicz w przekonaniu, że Lech Wałęsa nadal współpracuje z SB". Co znaczy to "nadal"?
A czy pan zauważył, w którym to roku jest napisane?
Nie przejrzę tych kartek w tej chwili.
1985 albo w latach 80. Problem tu polega na tym, że w 1981 roku, kiedy siedzieliśmy w internowaniu - ja, Walentynowicz, inni - byłem mocno szantażowany przez bezpiekę i mówiono, że wrobią mnie, że jak się nie zegnę, to jestem agentem itd. A ja się śmiałem: jestem święty. I z tą myślą pojechano do Anny Walentynowicz, sklecono parę dokumentów, o których ona pisze i podrzucono - czy wręczono, tego nie wiem - w internowaniu pani Walentynowicz, żeby była przekonana, że jestem agentem. Nie dała się ona na to nabrać, tak pisze sama we wszystkich wywiadach. Powiedziała, że to jest prowokacja i skończyła. I teraz, kiedy do niej piszą teksty czy podrzucają następne dokumenty, to mówią o kontynuowaniu tamtej linii, kiedy ją powiadomiono, że jestem agentem, w co ona nie uwierzyła. Rozumiemy się?
Zdaje się, że tak, ale pan mówi o latach 80., a ja wczoraj słuchałem Antoniego Dudka, który mówi, że "czekamy na materiały z lat 70.". Kiedy będą te materiały, panie prezydencie?
To są materiały, które otrzymałem z lat 70. Część, nie wszystkie. I dlatego tutaj jeszcze raz powtarzam: byłem szantażowany, kiedy siedzieliśmy w internowaniu. Odrzuciłem, nie dałem się złamać i próbkę szantażu, próbkę postraszenia wykonano na Annie Walentynowicz, dostarczając jej parę dokumentów, mówiących o tym, że jestem agentem.
A gdyby do pana dotarły te materiały, gdyby się odnalazły jeszcze jakieś z lat 70., to pan je opublikuje wszystkie?
Nie mogą się odnaleźć, bo takich dokumentów nie może być, bo nie uczestniczyłem w takich rzeczach. Walczyłem, bo zostałem wyrzucony ze Stoczni. Większych dowodów trzeba?
Dziękuję bardzo.