Steinbach: Nieuzasadniony strach
Niechęć i strach wobec związku rozpowszechniony jest również szeroko w Polsce. Powtarzam jeszcze raz - strach jest nieuzasadniony - mówi Erika Steinbach w wywiadzie dla "Metropolu".
Metropol:Sądzi pani, że kolejne pokolenia naprawdę interesuje problem wypędzonych?
Erika Steinbach: Zauważam, że wnuki są bardziej zainteresowane niż dzieci. Z dwóch powodów: po pierwsze wnuki i dziadkowie częściej lepiej się rozumieją. Po drugie upadek żelaznej kurtyny umożliwia wyjazd i osobiste poznanie stron rodzinnych dziadków. Wielu młodych ludzi z tego korzysta i sądzę, że to duża korzyść dla Europy. Młodzież jest otwarta, łatwo nawiązuje kontakty z sąsiadami i w ten sposób mogą powstać powiązania między narodami.
Czy pani wystawa, oprócz zajmowania się niemieckimi wypędzonymi, przedstawia również wstęp do tej historii, na przykład historię Polaków, którzy zostali wypędzeni z Prus Zachodnich przez Niemców w 1939 r.?
Ukazujemy zarówno Polaków wypędzonych przez Hitlera, jak również tych z Kresów Wschodnich, którzy po wojnie stali się ofiarami wypędzeń. To też nie było dobrowolne. Dlatego to też jest na wystawie.
Dotychczas przeważało oburzenie. Prezydent Kaczyński uznał centrum, na równi z projektem gazociągu bałtyckiego, za zagrożenie dla suwerenności Polski. Czy nie będzie to następne obciążenia dla polsko-niemieckich stosunków?
Wypędzenia to nie tylko temat polsko-niemiecki, ale też środkowoeuropejski. Na Węgrzech nie wywołuje on żadnych niepokojów. Tam będzie wprowadzony dzień pamięci i zostanie wzniesiony pomnik poświęcony niemieckim wypędzonym. Polska przestała mnie już zaskakiwać. Dwa lata temu Związek Wypędzonych zorganizował bardzo udane obchody rocznicy Powstania Warszawskiego, ze znanymi prelegentami - najlepszą w Niemczech imprezę poświęconą powstaniu. Polacy się oburzyli. A wypędzeni nie chcieli konfrontacji, tylko porozumienia, bo jesteśmy świadomi, że jako sąsiedzi musimy umieć się porozumieć. Całe szczęście, że współpraca funkcjonuje na poziomie gminnym. Istnieje wiele partnerstw (polsko-niemieckich - przyp. red.) z udziałem związków wypędzonych. Wypędzeni z Olsztyna w całych Niemczech związali się i nawiązali kontakt z władzami Olsztyna, zaprosili burmistrza. Tylko związek z Prus Wschodnich pielęgnuje 35 takich partnerstw.
Okazaliśmy w przeszłości wiele dobrej woli, jednak bez reakcji drugiej strony. Również w sprawie odszkodowań. Nie jesteśmy w stanie tego problemu sami rozwiązać - to mogą zrobić tylko rządy. Od początku byliśmy przeciwni żądaniom Powiernictwa Pruskiego.
Życzę sobie więcej wzajemnego zrozumienie, także i tego, by w Polsce zauważono, że Związek Wypędzonych jest bardziej sojusznikiem niż przeciwnikiem. Przeciętny Niemiec do Polski nie jedzie, najwyżej do Poznania albo Warszawy w interesach. Wypędzeni i ich rodziny natomiast interesują się dawnymi rodzinnymi stronami. Oni są najlepszymi sojusznikami. To nierozsądne, aby upatrywać w nich wrogów. Takie postępowanie jest krótkowzroczne.
Jest pani najbardziej znaną wypędzoną, przewodniczącą związku. Jednak pani prawo do tego miana jest często podważane.
Jestem wypędzoną, mam nawet specjalną legitymację. Moi rodzice poznali się na Pomorzu w Rumi, tam się urodziłam. Nieważne, jak było to podważane czy przeinaczane - musieliśmy uciekać, mogliśmy przy tym zginąć - los, który dzieliło wielu. Niechęć i strach wobec związku rozpowszechniony jest również szeroko w Polsce. Powtarzam jeszcze raz - strach jest nieuzasadniony. W dużym stopniu wywołały go reakcje z Niemiec. Po dwóch latach istnienia fundacji (Centrum przeciw Wypędzeniom) w Polsce była cisza na ten temat. Debaty wywołał dopiero przyjazd i propozycja posła Meckela budowy centrum we Wrocławiu. Od początku byłam przeciw. To dopiero mogłoby wywołać strach i wrażenie powrotu Niemców na dawne ziemie - coś takiego jest niewyobrażalne. Polska może oczywiście zbudować własne centrum czy pomnik - tak jak na Węgrzech czy w byłej Jugosławii. Nasza fundacja jako pierwsza postrzega wypędzenia w perspektywie europejskiej. Jeżeli w Niemczech uczniowie chcą się dowiedzieć czegoś o losach wypędzonych Polaków, dowiedzą się tego tylko u nas, nigdzie indziej w Niemczech.
Rozmawiała Agnieszka Hreczuk