Przyczyny spadku
Spadek wzrostu gospodarczego w Polsce to skutek garbu zniekształceń instytucjonalnych, niezałatwionych spraw wydatków publicznych i zbyt wysokich podatków - uważa gość RMF prof. Jan Winiecki.
Tomasz Skory, RMF: Parę dni temu ekonomiści przeżyli dość poważny wstrząs. Według Głównego Urzędu Statystycznego załamał się w pierwszym kwartale wzrost gospodarczy, inwestycje wzrosły o śladowy 1 proc. Pan też osłupiał po tych danych?
Jan Winiecki: Nie, ja może nie oczekiwałem 2,1 proc. wzrostu PKB, ale że będzie bardzo niski, to oczekiwałem. Jak się spojrzy na kwartały, to z kwartału na kwartał ten wzrost od pierwszego kwartału ubiegłego roku siadał; no i oczekiwałem ok. 3 proc. To że jest trochę mniej może jest zaskakujące, ale nie za bardzo.
Ale spodziewano się wyników może nie najlepszych rzeczywiście, ale na pewno nie aż tak złych, na przykład w sprawie inwestycji. W czwartym kwartale ubiegłego roku wzrost inwestycji o 7,5 proc. niemalże, w pierwszym tego roku 1proc.. Coś się musiało stać. Co?
Uważam, że my jesteśmy gospodarką, która ma duży garb zniekształceń instytucjonalnych. Mamy niezałatwione sprawy wielkich wydatków publicznych, mamy niezałatwione sprawy wysokich podatków wbrew temu, co się opowiada, mamy przeregulowaną gospodarkę, pod tym względem jesteśmy najgorsi w OECD i to od wielu lat; tak było w 1998, jeszcze gorzej jest w tej chwili w stosunku do innych krajów.
Ale te wszystkie garby były również w ubiegłym kwartale.
Tak, ale im dłużej to trwa, tym więcej ludzi to dostrzega, tym więcej przedsiębiorców widzi, że niewiele zmienia się na lepsze i w związku z tym bardziej ostrożni są w inwestowaniu, bo inwestycja to jest wiara w przyszłość, jeżeli ta wiara w przyszłość jest ograniczona, to i inwestycje również. Oni obserwują, że wzrost gospodarczy siada, z drugiej strony widzą, że się nie poprawiają warunki ogólne dla prowadzenia działalności gospodarczej i wyciągają z tego wnioski.
Do tego jeszcze można mówić o bardzo wyrazistym fiasku polityki gospodarczej, którą chciał prowadzić rząd, a nie prowadzi, odejściu Jerzego Hausnera, jednak wiarygodnego w jakiś tam sposób i perspektywie wyborów, po których nie wiadomo co i kto.
Może tak, ale ja bym znowu do tych bieżących spraw takiej wagi nie przywiązywał. Hausner nie był tutaj zbawcą gospodarki, jeszcze rok wcześniej nim zaczął plan Hausnera to on namawiał Kołodkę, żeby był bardziej energiczny i zwiększał deficyt budżetowy. To są wszystko takie rzeczy bardzo krótko okresowe, które gdzieś tam w jakimś okresie mogą w jakiś sposób wpłynąć na sytuację, ale o milimetry. To nie są rozwiązania, które stabilizują, które napawają wiarą, że coś na pewno i na dłuższy okres będzie lepiej.
Dzisiaj część analityków zastanawia się czy wyjaśnienie tego niepokoju, który wywołały dane GUS-u, nie może być tak zupełnie banalne i w pewnym sensie poświadczające, że mamy do czynienia z garbem zniekształceń instytucjonalnych. Czy GUS może się mylić? Analitykom nie zgadzają się dane, które oni mają, z tym, co podaje GUS.
GUS oczywiście może się mylić i GUS się czasami myli, tylko tyle, że nawet jeśli GUS się myli i nawet, jeżeli inwestycje wzrosły nie o 1 proc., tylko wzrosły o 5 proc., to i tak to w bardzo niewielkim stopniu zmienia ogólną ocenę sytuacji i w jeszcze mniejszym stopniu zmienia ogólny wskaźnik wzrostu PKB.
Czy w takim razie, jeśli Pan mówi GUS się może mylić, czy my potrzebujemy takiej instytucji, która wyspecjalizowana do przewidywania i oceniania tak naprawdę wprowadza w błąd i wywołuje niepokój?
Nie powinniśmy z tym przesadzać. Jakby Pan sobie przeglądał, tak jak ja, od czasu do czasu "Survey of current business", czyli taki odpowiednik amerykański, to zobaczy Pan, że oni zmieniają wzrost PKB Stanów Zjednoczonych 7 lat wstecz, bo jeszcze jakieś nowe szacunki zrobili. Ekonomia, wbrew temu co się sądzi jest nauką wielce nieprecyzyjną. Z faktu, że można coś policzyć do szóstego miejsca po przecinku nie wynika wcale, że jest to wielka precyzja, jest to po prostu rezultat działań matematycznych.
Wzrost produktu krajowego brutto 2,1 proc. zamiast 4 w pierwszym kwartale, czy ostrożnych nawet 3 przewidywanych przez NBP, już skłania niektórych do obniżenia prognoz na cały rok - do 3,5 proc. nawet. Według Pana ile to będzie?
Uważałem do tej pory, że tak pod 4proc. podbijemy, ale w ogóle przy tych zniekształceniach, jakie mamy w gospodarce, to co ja nazywam naturalną stopą wzrostu gospodarczego Polski, to jest mniej więcej 3,5 proc.. To można troszkę nadbić jakimiś nadzwyczajnymi dochodami, które skądś tam przyjdą, tak jak te nieszczęsne fundusze unijne, ale to wielkiego przyrostu PKB wbrew rozmaitym szacunkom moim zdaniem nie da. 3,5 - 4 proc. to jest maksimum tego, co bez poważnych zmian w naszych instytucjach gospodarczych musi nas zadowalać.
Oby chociaż tyle. Dziękuję za rozmowę.
Posłuchaj całego wywiadu: