Napieralski w RMF FM: Dostałem od Millera łomot
"Dostałem porządny łomot od Millera. Chcę, żeby ze mną rozmawiał. Wolałbym dyskutować a nie, żeby mnie wyrzucano za to, że miałem odwagę powiedzieć to, co myśli 80 proc. ludzi w partii - tak o swoim zawieszeniu w prawach członka SLD mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Grzegorz Napieralski.
Konrad Piasecki: Niegdyś szef, niegdyś kandydat SLD na prezydenta, a dziś jego zawieszony członek. Dumnie to nie brzmi.
Grzegorz Napieralski: Trudne chwile, ale polityka jest trudna, polityka jest brutalna, jak się okazuje, i cóż, takie życie.
Poczeka pan, aż pana wyrzucą czy pan sam odejdzie z SLD?
- Będę walczył, żeby zostać w SLD, bo uważam, że lewica potrzebuje zmian, że jest miejsce dla nowoczesnej formacji politycznej, jest miejsce dla ciekawych ludzi.
A może położy pan uszy po sobie i przeprosi za krytykę władz i partii. I wtedy może Leszek Miller powie: no dobrze Grzegorzu, wracaj.
- Ale za co mam przepraszać? Bo nie wiem. Ja jako właśnie były lider partii, były przewodniczący i były kandydat na prezydenta z dobrym wynikiem powiedziałem: coś złego się wydarzyło, trzecie wybory z rzędu poniżej 10 proc. Czas na poważne zmiany, czas na poważne reformy. Czy to jest coś złego?
Partia sugeruje, że pan bruździ, że pan w chwilach trudnych uderza w partię zamiast ją wesprzeć, że tutaj wybory prezydenckie, parlamentarne przed SLD, a Napieralski szemrze.
- Mówiłem odwrotnie - z troską, naprawdę z troską, dlatego że od 20 lat jestem w tej partii i jestem z tymi ludźmi, mam tu wielu przyjaciół, przyjaciółek, czuję się w tej partii naprawdę dobrze i chcę, żeby ta partia wygrywała wybory. I z troską mówiłem o tym, co trzeba zrobić.
A chce pan być w takim SLD, jakim jest ono dzisiaj?
- Tam, gdzie się mnie wyrzuca to raczej nie, wolałbym raczej dyskutować i rozmawiać, a nie żeby mnie wyrzucano za to, że miałem odwagę powiedzieć, co myśli 80 proc. ludzi w partii.
A chce pan być w SLD Leszka Millera?
- Chcę być wśród ludzi i też niech wśród tych ludzi będzie Leszek Miller, tylko niech ze mną rozmawia.
Ale Leszek Miller na czele SLD, czy to jest czas, żeby Leszek Miller się zastanowił nad swoim przywództwem.
- Ja nie jestem w tym pytaniu wiarygodny, bo ja dostałem od niego porządny łomot w piątek, bo mnie wyrzucił z partii, a przynajmniej chciał. Wszystko, co powiem, będzie niewiarygodne. Natomiast ja uważam, że warto walczyć o ludzi na lewicy, ja o nich będę walczył i warto wyjść z gabinetów na Złotej, czyli w siedzibie partii, w centrali i pojechać do miast, miasteczek, wsi i posłuchać, co ludzie mówią. Ja będę jeździł i przekonywał do swojej koncepcji, bo warto to robić.
A umie pan wiarygodnie i rozsądnie i sensownie wytłumaczyć, co się właściwie w ten piątek stało? Bo mamy dzień śmierci Józefa Oleksego, nestora lewicy, człowieka, który był premierem i marszałkiem Sejmu z ramienia SLD...
- Pozostawił swój taki swoisty testament polityczny.
... i w takim dniu SLD ogłasza swoją kandydatkę na prezydenta i zawiesza swojego byłego lidera - dziwaczne to jest.
- Nie wiem, dlaczego tak się stało, nie wiem, dlaczego to było zaskoczeniem. Tym bardziej, że wszystko, co powiedziałem - choćby u pana w studiu - mówiłem również na radzie krajowej, na zarządzie krajowym. Wiele osób podziela ten głos, że trzeba bardzo poważnych reform i zmian, jeżeli chodzi o nasza partię.
Ale rozumiem, że połączenie śmierci Józefa Oleksego z wybraniem Magdaleny Ogórek ocenia pan krytycznie.
- Uważam, że to powinien być czas zadumy i dużej refleksji, jeżeli chodzi o Józefa Oleksego, a nie czas na dokonywanie bardzo radykalnych zmian. Uważam, że można było z tym poczekać.
Czyli co - jakiś chwilowy zanik zdrowego rozsądku u liderów SLD i u Leszka Millera, czy poważniejsza dolegliwość, która trapi to ugrupowanie i jego lidera?
- To jest pytanie, dlaczego tak się stało, do Leszka Millera, a nie do mnie, to on zaproponował taki porządek obrad, a nie ja. Ja bym tak nie uczynił. Pamiętam, że po katastrofie smoleńskiej, kiedy stało się, co się stało, pierwsze spotkanie władz SLD było poświęcone tylko i wyłącznie kwestiom pamięci o tych, którzy wtedy zginęli. Przygotowaliśmy to wszystko bardzo dobrze. A wybory naszego ówczesnego kandydata - czyli mnie - odbyły się dwa tygodnie później.
Jakby pan nazwał chorobę, która toczy dziś SLD?
- Brak poważnego zastanowienia się, gdzie jest nasze miejsce na scenie politycznej i brak przygotowania szybkiej recepty na to, gdzie powinniśmy być.
A uważa pan, że z tym szyldem i z tym przywództwem SLD jest jeszcze w stanie coś zdziałać w polskiej polityce?
- Zostawiłbym szyld, szyld jest w tym mało ważny, najważniejsi są ludzie.
Może czas go zmienić, zwinąć ten sztandar SLD, zrobić jakiś inny szyld?
- Też proponowałem, żebyśmy zmienili trochę formułę funkcjonowania. Nawet nie trochę, tylko bardzo poważnie formułę funkcjonowania - żebyśmy byli bardziej nowocześni. Przypominam, że Leszek Miller podczas swojego przewodnictwa też zmieniał nazwę - z SdRP na SLD. Też dokonywał reform. Z sukcesem, jak się okazało później.
To co mu się dzisiaj stało? Był w PZPR - zwinął sztandar, był w SdRP - zwinął sztandar. To dlaczego nie chce zwinąć sztandaru SLD?
- Nie wiem.
Może wiek robi swoje.
- Nie wiem, tym bardziej, że dla każdego jest miejsce w tej formule. Więcej - nawoływałem na radzie krajowej, też u pana w studiu, żeby odzyskać tych ludzi, których gdzieś po drodze zgubiliśmy - młodych, fajnych ludzi, którzy są po lewej stronie sceny politycznej. To jest coś złego, co robię?
A jak już pana wyrzucą z SLD, to pójdzie pan do Palikota czy do Platformy?
- Ale nie wyrzucą, ja w to wierzę.
Nie, no wyrzucą. Jak pana zawiesili, to za chwilę pana wyrzucą - taka jest naturalna kolej rzeczy.
- Ale muszą być jakieś argumenty za wyrzuceniem, musi być coś poważnego i coś naprawdę na rzeczy, żeby wyrzucać byłego przewodniczącego partii. Ja nie usłyszałem tych zarzutów. Nie było nawet żadnej dyskusji.
To co się stało Millerowi? Ma pan jakieś wewnętrzne wytłumaczenie.
- Nie mam.
Nie ma pan?
- Nie mam, naprawdę.
Jak pan tak przed snem sobie myśli i tam łezka panu kapie po policzku?
- Nie kapie, wolę już nie myśleć, naprawdę. Wolę walczyć.
Partia, która wydała z siebie prezydenta i wydała trzech, czterech premierów wystawia w wyborach prezydenckich osobę, która nawet jednego dnia nie piastowała funkcji publicznej? Czy to jest żart? Czy to jest eksperyment, czy to jest jakaś bezsilność i bezradność?
- To jest pomysł, który zaproponował Leszek Miller.
Ale dobry pomysł?
- Ocenić będziemy go mogli po wyborach prezydenckich.
Oceńmy go dzisiaj.
- Jesteśmy na starcie.
Czy Magdalena Ogórek, przy całym szacunku dla Magdaleny Ogórek, może być kandydatką na zwierzchniczkę sił zbrojnych i na strażnika suwerenności i bezpieczeństwa państwa, bo tak w konstytucji opisuje się prezydenta?
- Dobrze, ale też w konstytucji się pisze, że trzeba skończyć 35 lat. Więc jeżeli niektórzy mówią, że ma być to zwieńczenie kariery politycznej, to zapiszmy w konstytucji 50 lat - żebyśmy takich pytań nie zadawali. Nie umiem dzisiaj odpowiedzieć, czy da sobie radę w tej kampanii Magdalena Ogórek, ja wierzę, że tak. Chcę jej w tym pomóc, tak też deklarowałem...
Nie czuje pan, że przekraczacie granice śmieszności tą kandydaturą?
- Proszę zwrócić uwagę, że ta kampania dopiero się zaczyna. Przed Magdą są postawione bardzo poważne oczekiwania - również w partii. Bo to musi być kilkanaście procent...
Teraz to pan żartuje dopiero. Wierzy pan, że Magdalena Ogórek jest w stanie powtórzyć choćby pański wynik sprzed 5 lat? 13 czy prawie 14 procent.
- Ale takie są przed nią zadanie postawione.
Mówi pan: musi dostać czternaście procent?
- Musi dostać kilkanaście procent, niech będzie dwanaście, jedenaście - dlatego, że za chwilę są wybory do parlamentu krajowego.
A jak nie dostanie?
- Zobaczymy, co się wydarzy, dajmy szansę.
Ale z ręką na sercu..
- Niech zbiera ludzi, niech pokaże sztab, niech przekonuje do siebie ludzi, ma na to czas, ma trochę więcej czasu, niż ja miałem w roku 2010.
Nie uważa pan, że jest to kompromitujące dla partii?
- Ale dlaczego ma być kompromitujące?
Bo nie może partia, która rządziła Polską przez 8 lat, która wykreowała prezydenta, premierów, niezliczoną rzeszę ministrów i urzędników wszelkiego szczebla, nagle znajdować jako kandydatkę na prezydenta osobę, która nawet jednego dnia posłem nie była!
- Wszystko, co pan mówi, się zgadza, nie była posłem, to prawda, ale też w konstytucji nie ma napisane, że trzeba być posłem.
Ale ja nie mówię o konstytucji, bo konstytucja mówi - 35 lat, nie możesz być karany, kandydujesz na prezydenta. Ale jest jeszcze zdrowy rozsądek.
- Ale dajmy szansę.
Tak?
- Daję tę szansę i ja chcę pomóc.
A rozumie pan, dlaczego ta kandydatka pojawiła się akurat w dniu śmierci Józefa Oleksego?
- Powiedziałem już dzisiaj wcześniej i powtarzam jeszcze raz: nie.
Nie rozumie pan. Tak bardzo Leszek Miller chciał zaskoczyć świat, a to już powoli zaczynało być publiczną wiedzą?
- Nie wiem, dlatego że ja też zadałem na zarządzie pytanie, co z Ryszardem Kaliszem...
... właśnie, a co z Ryszardem Kaliszem?
... bo od 6 grudnia miały być konsultacje i jeszcze wtedy byłem szefem rady wojewódzkiej, tych konsultacji nie było - przynajmniej z moją radą wojewódzką na pewno. Też proponowałem wtedy na radzie krajowej, że są dwie drogi: albo szerokie konsultacje a la prawybory, co by ożywiło partię absolutnie, albo startuje Leszek Miller, co jest naturalne i wtedy się wokół niego gromadzimy i konsolidujemy, ale ani nie było konsultacji z Ryszardem Kaliszem, ani z nikim innym, ani nie było rozmów, ani nie było spotkań i nagle jest kandydatura, znowu proponowana i trochę z zaskoczenia, nie dlatego, że to kobieta, nie dlatego, że to Magdalena Ogórek, tylko dlatego. że znowu zaskoczenie.
Czyli SLD - dzisiaj obraz katastrofy.
- Ja wierzę, że nie.
Konrad Piasecki