My tu tylko przebywamy...
Coraz więcej ludzi z dużych miast decyduje się na stałe zamieszkanie w ogródku działkowym. Zastrzegają, że tam tylko "przebywają", bo mieszkanie w ogródku Polskiego Związku Działkowców jest naruszeniem zasad statutu POD. "Przebywają" jednak przez okrągły rok. Co ich do tego skłoniło?
Ceny mieszkań na rynku pierwotnym i wtórnym rosną w zastraszającym tempie. W Poznaniu za nowe 50-metrowe mieszkanie kupowane od dewelopera zapłacimy od 250 do 500 tys. zł, a za mieszkanie używane średnio 270 - 320 tys. Mimo tak wysokich cen popyt ciągle przewyższa podaż i mieszkań na rynku brakuje.
Z różnych przyczyn coraz więcej osób podejmuje decyzję o zamieszkaniu na terenie pracowniczych ogródków działkowych. Koszt zakupu dobrze utrzymanej działki z murowanym domkiem jest kilkakrotnie niższy od zakupu mieszkania. Już za 20 tys. można kupić zadbaną działkę z całorocznym domkiem. Jak mówi Zdzisław Śliwa, wiceprezes Okręgowego Zarządu Polskiego Związku Działkowców w Poznaniu, przenoszenie się ludzi na działki jest tendencją kilkuletnią, powszechnie znaną i dyskutowaną. - Oczywiście, wiemy o tej sprawie. Zjawisko jest tak rozległe, że nie można o nim nie wiedzieć - przyznaje.
Dlaczego małżeństwa, osoby samotne lub czasem cale rodziny, przenoszą się na ogródki działkowe? Najczęściej przyczyną jest trudna sytuacja materialna. - Kilka lat temu zmienił się właściciel domu, w którym miałam mieszkanie i tak podwyższył czynsz, że nie byłam w stanie go płacić. W związku z tym zostałam eksmitowana i zamieszkałam w ogrodzie działkowym - mówi pani Aniela, lat 73, emerytowana salowa szpitalna.
Z tego samego powodu przeniosła się na działkę pani Wacława, rencistka. - Nowa właścicielka po prostu chciała pozbyć się lokatorów. Mieszkałam na ul. Głównej przez 36 lat i po tak długim czasie kazano mi się wyprowadzić. Dokąd miałam pójść? - pyta. W tej chwili mieszka w domku rekreacyjnym (jeden pokój z aneksem kuchennym) razem z chorą córką i wnukiem.
Mieszkanie na ogrodzie działkowym jest znacznie tańsze od życia w mieście. Miesięczny czynsz za mieszkanie w Poznaniu to kilkaset złotych, w przypadku mieszkania wynajmowanego - ponad tysiąc. Zaś opłata za użytkowanie działki oraz opłaty dodatkowe ustalane indywidualne przez każdy ogród, to około... 100 zł rocznie. Do tego oczywiście dochodzą: woda, prąd i wywóz śmieci. Jednak te opłaty są takie same jak w mieście lub nawet niższe.
Nie wszyscy "przebywający" na działkach zamieszkali tam zmuszeni sytuacją materialną. Małżeństwo w średnim wieku, Ilona i Tomek, świadomie wybrali ogród działkowy na miejsce zamieszkania. - Nie chcieliśmy już mieszkać w głośnym mieście, potrzebowaliśmy spokoju - mówią. - Mieliśmy do wyboru: albo kupimy mały domek gdzieś na wsi, albo działkę rekreacyjną w Poznaniu, na której można postawić niewielki budynek. Wybraliśmy to drugie, gdyż nie chcieliśmy wynosić się daleko od Poznania. Mamy w mieście rodziców i córkę - wyjaśniają.
Na swoim ogródku położonym w ustronnym miejscu, ale jednak blisko centrum Poznania, wybudowali największy domek, na jaki pozwalają przepisy. Domek ma 5 m wysokości, dwa piętra, każde po 25 metrów kwadratowych powierzchni. Do środka wstawili meble z poprzedniego mieszkania. Mają dwa telewizory, komputer, kominek i wannę. Myślą o zakupie urządzenia do radiowego łączenia się z internetem. Mówią, że są szczęśliwi.
- Tutaj naprawdę jest jak na wsi: spokój, roślinność, nie pędzą samochody. Mamy też wyjątkowo miłych sąsiadów - oceniają. Mówią, że jeśli będzie to możliwe, chcieliby "przebywać" na ogródku do śmierci. - Bardzo wielu ludzi przeniosłoby się tutaj, gdyby tylko działki zostały sprywatyzowane - dodają.
Podobną decyzję podjęli Marta i Wojtek. Dostali od rodziców piękny ogródek działkowy z murowanym, ocieplonym domkiem. - Do pracy w centrum miasta dojeżdżamy 10 minut samochodem, jeździ do nas również autobus miejski, a żyjemy jak na wsi. Nie wpakowaliśmy się w 20-letni kredyt mieszkaniowy i mamy pieniądze na podróżowanie, rozrywki i życie z wygodami. W naszym domku na działce mamy wszystkie "zdobycze cywilizacji". Może kupimy "plazmę" - śmieją się.
Jak "stali mieszkańcy działek" radzą sobie z ogrzewaniem, doprowadzaniem wody i odprowadzaniem ścieków? Kwestię kanalizacji na ogół załatwiają prywatne szamba. Ilona i Tomek mają kominek, Marta i Wojtek piec akumulacyjny, Pani Aniela - piecyk, w którym codziennie rozpala, zaś pani Wacława przez całą zimę ogrzewała piecykiem elektrycznym.
- Boję się pójść po rachunek za prąd - stwierdza. Jeśli chodzi o wodę, szczęśliwi czują się ci, którzy mieszkają w ogrodzie, który korzysta z miejskiego ujęcia wody, jak "Bielniki" przy Drodze Dębińskiej. Wtedy bieżąca woda jest przez cały rok. Znacznie gorzej jest tam, gdzie funkcjonuje jedynie lokalne ujęcie, które ze względu na mrozy jest zamykane na zimę.
- Zanim zamknięto ujęcie, nosiłam wodę w butelkach po napojach do altany. Z tych zapasów korzystałam przez całą zimę - mówi pani Wacława. Dla tych, którzy mają takie problemy w malutkim domku rekreacyjnym, w którym mieszkają z przymusu, "przebywanie na łonie natury" zmienia się w życiowy dramat.
Powstaje pytanie czy "stałe przebywanie" na działkach jest akceptowane przez administrację ogrodów. - Decyzje dotyczące traktowania osób mieszkających na stałe na działkach leżą w gestii zarządów poszczególnych ogrodów. Na ogół zarządy są wyrozumiałe, gdyż najczęściej mieszkają tam osoby biedne, nie mające innego wyboru - mówi Zdzisław Śliwa.
Zastrzega jednak, że statut związku przewiduje możliwość pozbawiania prawa do użytkowania działki w przypadku rażącego naruszenia przepisów. Czym jest rażące naruszenie? - To na przykład wtedy, kiedy ktoś stawia koło ogródka samochód, na altanie umieszcza antenę satelitarną, a na płocie napis "teren prywatny". To jest niezgodne z ideałem działkowania, którym jest aktywna rekreacja - wyjaśnia Śliwa. Zdarzają się przypadki, że zarząd toleruje stałe przebywanie kogoś na działce, ale wykorzystuje jego całoroczną obecność na terenie "POD" do dodatkowych prac na rzecz ogrodu, najczęściej stróżowania.
Stałych mieszkańców ogródków działkowych przybywa, choć ich "przebywanie" stoi w sprzeczności ze statutem Związku Działkowców. Czy ten problem zostanie rozwiązany? Co z tymi, którzy chcą lub muszą na działkach mieszkać? Jedynym rozwiązaniem byłaby zmiana przepisów dotyczących ogrodów, zezwalająca na taką praktykę. Na takową zmianę jednakże się nie zanosi, w związku z czym sytuacja utrzymuje się w stanie chwiejnej, bo nielegalnie zaistniałej, równowagi.
Joanna Błaszkowska
Artykuł pochodzi z serwisu