Kup se pan czołg!
Wpadłem w pasję, w wyniku czego P.T. Redakcja skorzysta, gdyż otrzyma mój tekst już w poniedziałek, a nie na ostatnią chwilę... A wpadłem - bo p. Paweł Ligaszewski z Brukseli zarzucił mi, że "co najmniej" manipuluję faktami, twierdząc, że auto "Taty" kosztujące w Indiach 6800 zł w Europie będzie kosztować 27 tys. zł - z powodu euro-przepisów.
Po czym... potwierdza, że właśnie tak jest. Bo to nie jest to samo auto, co w Indiach, tylko bezpieczniejsze - i dlatego droższe. A "bezpieczniejsze" - bo wymuszają to euro-przepisy...
Ja jeżdżę samochodem "Tucson" zrobionym przez f-mę Hyundai. Musiałem zapłacić za poduszkę powietrzną (którą odłączyłem - bo nie chcę mieć urwanej głowy, jak to się już kilku ludziom przydarzyło) i za pasy (których na ogół, poza dniami, kiedy jest ślisko i mokro, nie używam - mam zwolnienie lekarskie). Ale musiałem za to zapłacić tyle, ile w Indiach kosztuje cały samochód "Taty"!!!
I dlatego Indie mają tempo rozwoju 9 proc. - a Europa 1 proc.
P. Ligaszewski pisze oczywistą nieprawdę, że ten samochód w Indiach to "trumna na kołach, zgniatająca się jak puszka po piwie przy najmniejszej kolizji". Nie - rama i blacha są takie same, jak w wersji europejskiej. Ale nawet gdyby to była prawda, to ja mam prawo zapłacić nie 6.800 zł, a 5.200 zł - i jeździć w puszce po piwie! Bo to jest - panie Ligaszewski - MÓJ samochód, MOJE zdrowie, MOJE życie i MÓJ wybór! NB. jeżdżąc "puszką po piwie", lżejszą i łatwiej się zgniatającą, stwarzam MNIEJSZE zagrożenie dla innych. A Pan sobie, panie Ligaszewski, kup - jeśli stać Pana na paliwo - nawet czołg!
Ja Panu tego nie bronię; dlaczego gang euro-faszystów broni mi jeździć, czym chcę?
Odpowiedź jest prosta: producenci poduszek dali euro-komisarzom w łapę - i tyle. Ja to rozumiem: żyjemy w Sodomie i o moralności nie ma mowy...
...ale po co dorabiać do tego ideologię, że to dla mojego dobra? Bandyci na rozstajnych drogach nie wmawiali w obdzieranego, że to dla jego dobra (by się zanadto nie roztył...). Rabusie to uczciwi ludzie w porównaniu z tą bandą z Brukseli!
Uff - ulżyło. To teraz o drugiej sprawie.
Pani Danuta Potterowa, poddana JKM Elżbiety (niechętnie używam numeracji, bo w Anglii to Ona jest Elżbietą II, ale w Szkocji Elżbietą I - i nie chcę urażać Szkotów) wystąpiła o odszkodowanie za kamienicę przy ul. Piotrkowskiej 104. Magistrat Jej wypłacił 5 mln zł. Po czym Brytyjka wystąpiła o 11 mln zł z tytułu użytkowania tej kamienicy przez 50 lat...
... i tu radca prawny przysiadł fałdów - i stwierdził, że rodzice p. Potterowej już odszkodowanie otrzymali (o czym Ona zapewne nie wiedziała). Tak czy owak: miasto występuje o zwrot forsy.
Teraz kilka kwestii.
Ów radca prawny jest chwalony za dociekliwość. Hmm... To pozostali powinni być ukarani za niefachowość. Dlaczego o tych umowach kompensacyjnych wiem ja - a nie wiedzą radcy prawni od nieruchomości??!!??
Pal licho poddanych Korony brytyjskiej lub szwedzkiej - poważniejszy jest problem z Niemcami. Otóż informuję, że po 1949 roku im również (nie dotyczy to mieszkańców NRD!) władze RFN wypłacały stopniowo rekompensaty.
Te kompensaty wyrównywały tylko część wartości - trzeba więc teraz pewno dopłacać różnicę. Ale tylko różnicę - a nie całość odszkodowania!
A co do odszkodowania za użytkowanie, to nawet jako prezes Stowarzyszenia Poszkodowanych Mieszczan Warszawskich uważam, że to jest skandal. Za PRL wszystkich nas bowiem użytkowano nieco bezsensownie i bez naszej zgody - a wszyscy wszystkim nie mogą za to wypłacać odszkodowań!
Dlatego takie wnioski sądy powinny odrzucać od razu i bez dyskusji. Właściciele nie powinni być stratni - ale nie mogą nagle stać się specjalnie uprzywilejowani!