Janusz Korwin-Mikke: Umrzeć apolitycznie
Politycy zajmują się niesłychanie ciekawym zagadnieniami, np. jak wybory uzupełniające na Podlasiu wpłyną na stosunki między PiS a LPR - lub czy UPR nie weszła do tego Sejmiku wskutek dołączenia do wyborów referendum w sprawie Rospudy - natomiast normalni ludzie zajmują się sprawami poważnymi. Np. przypadkiem śp. Anny Radoszanki.
Najpierw fakty. P. Radosz była chora na raka - w wersji przewlekłej. Zaszła w ciążę - i wtedy okazało się, że objawił się u Niej złośliwy czerniak. Lekarze w Szkocji doradzali aborcję - twierdząc, że chemioterapia i tak uszkodzi Jej dziecko. P. Radosz postanowiła odłożyć kurację do czasu urodzenia dziecka. Poród przyspieszono (dziecko żyje i ma się doskonale), ale kuracja okazała się spóźniona - i matka zmarła.
Publicyści traktują tę sprawę w kategoriach czarno-białych: "oddała życie, by dziecko żyło i było zdrowe". W rzeczywistości Anna Radoszanka zmniejszyła szanse na swoje przeżycie - w zamian zwiększając szansę, że urodzi zdrowe dziecko. Podjęła decyzję słuszną - i sam bym bez wahania postąpił tak samo.
Inna byłaby sprawa, gdybym wiedział, że tak postępując, na pewno umrę - a rozpoczynając kurację natychmiast, na pewno przeżyję. Nie jestem pewien, czy wtedy zdobyłbym się na taki heroizm. Raczej nie. Na szczęście kobiety są inaczej skonstruowane psychicznie niż mężczyźni - i dzięki temu ludzkość przeżyła i się (jeszcze) rozrasta.
Wracając do sprawy śp. Anny Radoszanki i małego Oskara - należy pamiętać, że zajście w ciążę bardzo wzmacnia organizm kobiety. Wcale nie jest więc wykluczone, że dzięki tej ciąży p. Radosz żyła dłużej, niż żyłaby bez ciąży i bez kuracji. A wynik chemioterapii w przypadku czerniaka złośliwego jest bardzo wątpliwy. Przy skłonnościach Jej organizmu do nowotworzenia komórek stawiałbym (jako cybernetyk, nie jako lekarz - nie znam przecież Jej danych indywidualnych) 4:1, że nie przeżyłaby nawet, gdyby kurację przyspieszono o 10 tygodni. Pamiętajmy bowiem o datach. O złośliwości czerniaka dowiedziano się w "w 6. miesiącu" - powiedzmy: 26 tygodniu. Poród wywołano w 36.tym tygodniu - leczenie opóźniło się o 10 tygodni. Poród był w końcu października - a p. Radosz przyjechała do Polski załatwić formalności związane z kuracją 22 kwietnia - opóźnienie półroczne!!
Czy więc za przyczynę Jej śmierci można uznać zaniechanie kuracji z powodu ciąży?
Zdumiewają mnie polityczne konstrukcje tworzone z tej okazji. Również "ANGORA" się tu popisała, wywalając na okładce nadtytuł: "Tragedia Anny Radosz pokazała idiotyzm antyaborcji; WYBRAŁA ŚMIERĆ BEZ "NAKAZU MARKA JURKA". Jestem pewien, że P.T. Redakcja sama się teraz z siebie śmieje, gdy zdała sobie sprawę, że jest to dokładnie tym samym, co napisanie o przypadku zwrotu skradzionego portfela: "Historia Jasia Kowalskiego pokazuje idiotyzm walki ze złodziejstwem. Oddał portfel bez nakazu Kodeksu Karnego!".
Przy upałach nie takie rzeczy się zdarzają - równie absurdalne jest używanie tego przypadku przez zwolenników zakazu aborcji ("bo udowodniła, że ratowanie dziecka nienarodzonego jest co najmniej równie ważne, jak ratowanie życia kobiety"). Na casus Radoszanki powołują się też zwolennicy euthanazji ("bo sama wybrała śmierć") - a także przeciwnicy euthanazji ("bo państwo nie powinno wtrącać się w indywidualne decyzje").
Czy naprawdę dziś w Polsce cokolwiek człowiek zrobi, musi mieć konsekwencje polityczne?