Cena bezpieczeństwa. Kontrowersje wokół ustawy antyterrorystycznej
Rząd przekonuje, że ustawa antyterrorystyczna, którą Sejm może uchwalić jeszcze w tym tygodniu, zwiększy bezpieczeństwo Polaków i pozwoli skuteczniej walczyć z terroryzmem. Organizacje pozarządowe biją na alarm. Ostrzegają przed tworzeniem się państwa, nad którym czuwa Wielki Brat a władza dysponuje niebezpiecznymi narzędziami, mogącymi ograniczać prawa i wolności obywatelskie.
Mało który projekt nowego aktu prawnego wywołuje takie kontrowersje, co pierwsza w historii III Rzeczpospolitej ustawa antyterrorystyczna. Propozycje w niej zawarte jeszcze zanim zostały przedstawione na papierze, budziły silne emocje. I nie ostygły one do dziś.
Twórcy projektu wskazują w uzasadnieniu, że podstawowym celem regulacji jest "podniesienie efektywności polskiego systemu antyterrorystycznego, a tym samym zwiększenie bezpieczeństwa wszystkich obywateli RP".
Konieczna ustawa
Szef MSWiA Mariusz Błaszczak wielokrotnie przekonywał, że uchwalenie zaproponowanej przez rząd ustawy antyterrorystycznej jest konieczne. - Jest niezbędna, do tego, żeby w sytuacji kryzysowej zapewnić bezpieczeństwo obywatelom - mówił niedawno na antenie radiowej Trójki.
Konieczność przygotowania aktu prawnego, który całościowo regulowałby problematykę związaną z zagrożeniem terrorystycznym, mało kto neguje. Dotychczas w tego typu przypadkach działano na podstawie m.in. kodeksu karnego, ustawy o zarządzaniu kryzysowym i ustawie o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, oraz ustawach regulujących pracę jednostek działających w tym obszarze, czyli przede wszystkim ABW, policji czy Straży Granicznej.
- To próba uzupełnienia istotnej luki, która istniała od dłuższego czasu. Jest to element przyspieszonego działania o charakterze naprawczym - uważa dr hab. Artur Gruszczak, kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Narodowego INPiSM UJ.
Organizacje pozarządowe podnoszą alarm
Minister zaręcza też, że proponowana ustawa "nie obniża w żaden sposób standardów praw człowieka".
Ale zapewnienia Błaszczaka zupełnie nie przekonują organizacji pozarządowych, działających na rzecz ochrony tych praw. W ich analizach trudno doszukać się optymizmu. Wręcz przeciwnie, patrzą na proponowane rozwiązania z dużym zaniepokojeniem.
Zdaniem Wojciecha Klickiego z fundacji Panoptykon ustawa antyterrorystyczna została napisana nie w celu zwiększenia skuteczności służb, ale dla ich wygody.
- Funkcjonariusze będą mieli łatwiejszy dostęp do informacji na nasz temat, będą mogli podsłuchiwać niektóre osoby mieszkające w Polsce bez konieczności uzyskania zgody sądu, będą mogli żądać blokowania stron internetowych. To wszystko budzi bardzo daleko idące wątpliwości. A jednocześnie nowe uprawnienia nie są poddawane kontroli - wymienia główne zarzuty pod adresem projektu Klicki.
"Ustawa o stanie wyjątkowym"
Podczas obywatelskiego wysłuchania projektu, które odbyło się w poniedziałek na Uniwersytecie Warszawskim, wskazując na możliwe ograniczenia praw i swobód obywatelskich, przedstawiciele organizacji nazwali projekt wręcz mianem "ustawy o stanie wyjątkowym".
Z ich obawami nie zgadza się zupełnie dr hab. Ryszard Machnikowski, ekspert ds. terroryzmu i profesor Uniwersytetu Łódzkiego.
- Nazywanie tej ustawy ustawą o stanie wyjątkowym, to jest kompletna brednia. To co się dzieje wokół tej ustawy to coś niewiarygodnego. To histeria, która moim zdaniem jest motywowana tylko i wyłącznie politycznie - uważa ekspert.
W ocenie Machnikowskiego rozwiązania zawarte w projekcie to "abecadło kontrterroryzmu i antyterroryzmu". - W tej chwili to światowy standard w kwestii możliwości inwigilowania podejrzanych osób i ewentualnie ich aresztowania, czy też regulowania relacji w przypadku kryzysu terrorystycznego, w tym użycia siły przed policję, wojsko i inne służby - wyjaśnia.
Coś kosztem czegoś
Z kolei argumentom wysuwanym przez organizacje pozarządowe nie dziwi się dr hab. Artur Gruszczak z UJ. Tłumaczy, że mają one w końcu chronić szczególny zakres swobód obywatelskich, jakimi są swobody indywidualne.
Ekspert wyjaśnia, że taki spór między przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego a rządem jest typowy dla współczesnego świata. - W wielu krajach, problem bezpieczeństwa jest traktowany jako szczególny element polityki publicznej, który siłą rzeczy angażuje zarówno władze państwowe jak i obywateli. Tak czy inaczej to obywatele stają się przedmiotem ogólnego nadzoru - mówi.
I tutaj pojawia się poważny dylemat. Z jednej strony, odbiorcy czyli obywatele są zainteresowani jak najwyższym poziomem bezpieczeństwa i oczekują zapewnienia jak najwyższego poziomu bezpieczeństwa. Z drugiej strony, obawiają się, że ceną podwyższonego poziomu bezpieczeństwa, będzie obniżenie poziomu ochrony praw i swobód obywatelskich.
Konflikt pozostaje otwarty.
Skutki może odczuć każdy
Zdaniem Wojciecha Klickiego z fundacji Panoptykon, niektóre z zapisów ustawy bezpośrednio dotkną obywateli. W pierwszej kolejności wymienia tu możliwość ingerowania i blokowania w treści zamieszczone w Internecie.
Według projektu, szef ABW będzie mógł zażądać zablokowania "treści danych informatycznych mających związek ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym".
Zdaniem Klickiego, pojęcie "związku ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym" jest pojęciem na tyle luźnym, że pozwala na szerokie pole interpretacji. - Nie chodzi tylko o strony związane wprost z przestępczością, ale także dość luźno powiązane, np. strony informujące o tych zdarzeniach - wyjaśnia.
Przedstawiciel Panoptykonu przekonuje, że w tym kontekście istotne jest to, że to nie jedyna ustawa umożliwiająca blokowanie stron internetowych. - Kilka tygodni temu Ministerstwo Finansów przedstawiło projekt, w którym planowane jest powstanie "Rejestru Stron Niedozwolonych" - stron związanych z hazardem. Wolność Internetu i możliwość publikowania tam rozmaitych treści jest zagrożona - przestrzega Wojciech Klicki.
Zbędne propozycje
Obywatele na własnej skórze odczują również konieczność rejestrowania kart prepaid. Eksperci zwracają uwagę na brak związku między takim obowiązkiem, a przeciwdziałaniem terroryzmowi. - Terrorysta nie zarejestruje sobie karty prepaid na prawdziwe nazwisko, tylko albo przywiezie ją zza granicy, albo ukradnie, albo kupi na słupa - uważa Wojciech Klicki.
Użytkownik będzie zobowiązany do zarejestrowania karty do 1 lutego 2017 r. Jeśli tego nie zrobi, jego telefon się wyłączy. Rejestracja polega na podaniu imienia, nazwiska, numeru PESEL (lub numeru paszportu) oraz złożeniu podpisu.
Ta konieczność wydaje się również niepotrzebna dr. hab. Ryszardowi Machnikowskiemu. - Nie wierzę, że to będzie skuteczne, dlatego, że terroryści na pewno znajdą możliwości komunikowania się, czy już mają takie możliwości - mówi.
Drażliwe kwestie
Kolejne dyskusje wywołują uregulowania dotyczące cudzoziemców. Służby będą mogły przeprowadzać względem nich kontrolę operacyjną, m.in. podsłuchiwać, obserwować, sprawdzać korespondencję, przez trzy miesiące. Dalsze działanie będzie wymagało zgody sądu. W przypadku wątpliwości jeśli chodzi o tożsamość cudzoziemców, będą mogły pobierać odciski palców i robić zdjęcia. Organizacje ostrzegają, że wszyscy, nie posiadający obywatelstwa polskiego, będą mogli być traktowani jako podejrzani, co ich zdaniem stwarza szerokie pole do dyskryminacji.
- Logicznie rzecz biorąc skupienie uwagi na cudzoziemcach jest uzasadnione. Służby mają dużo lepsze rozpoznanie jeśli chodzi o zagrożenie wewnętrzne, niż to przychodzące z zagranicy, bez względu na efekty współpracy zagranicznej - ocenia dr hab. Artur Gruszczak.
Kolejna drażliwa kwestia, którą wprowadza ustawa, to tzw. snajperski strzał, czyli możliwość użycia broni, gdy jest to "niezbędne do przeciwdziałania bezpośredniemu, bezprawnemu, gwałtownemu zamachowi na życie lub zdrowie człowieka".
- Do tego trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Bowiem to może prowadzić do podwyższonego ryzyka nieuzasadnionego i bezprawnego użycia broni - uważa ekspert z UJ. Dodaje, że decyzja o użyciu siły musi być poprzedzona daleko posuniętą pracą operacyjną o charakterze rozpoznawczym.
Ryzyko większych nadużyć
Organizacje pozarządowe wskazują też na brak odpowiedniej kontroli nad służbami. W tym kontekście dużą rolę odgrywa uwikłanie polityczne całej dyskusji nad nową ustawą.
- PiS mówiło, ustami ministra Kamińskiego o nadużyciach, o podsłuchach, do których miało dochodzić za poprzednich rządów. My, jako obywatele, nie wiemy czy tak było, czy nie. Natomiast nowe przepisy nie tylko nie zapobiegają nadużyciom, do których miało dochodzić za poprzednich rządów, ale generują ryzyko kolejnych, bo nie zwiększają kontroli nad służbami, a jednocześnie dają im nowe uprawnienia, które też nie będą podlegać kontroli - nie kryje obaw Wojciech Klicki z Panoptykonu.
Jednocześnie zaznacza, że "w tak newralgicznej i delikatnej sprawie jak uprawnienia służb, które najbardziej mogą ingerować w nasze prawa: wolność słowa czy prywatność, konieczna jest chirurgiczna precyzja: konstrukcja uprawnień służb musi zapobiegać nadużyciom". Wymóg taki jest niezbędny bez względu na to, czy szefem MSWiA jest Mariusz Błaszczak, czy Teresa Piotrowska za poprzedniej kadencji.
Niebezpieczne narzędzie
- Chodzi o to, że bez względu na to kto rządzi, bo dzisiaj rządzą jedni, za chwilę będą rządzić drudzy, prawo musi być tak napisane, żeby ci funkcjonariusze, którzy mają uprawnienia, mieli hamulce, żeby czuli, że jest ktoś zewnętrzny względem służb, w najlepszym scenariuszu sędzia, który prędzej czy później zweryfikuje czy nie nadużyli swoich uprawnień - przekonuje Klicki.
- To fundamentalna rzecz w państwie demokratycznym. Jak wiadomo, służby niekontrolowane bywają wykorzystywane w niewłaściwych celach - dodaje przedstawiciel Panoptykonu.
Zdaniem dr. hab. Artura Gruszczaka obawa o nadużycia jest w jakimś stopniu uzasadniona, ale zachodzi ona nie tylko w przypadku ustawy antyterrorystycznej. - To tak jak z każdym narzędziem, które może być rzeczywiście skuteczne, może nie wywoływać jakich ubocznych działań, ale jednocześnie źle wykorzystywane może wiele zaszkodzić - uważa ekspert.
Podkreśla, że w tym przypadku "ewentualne szkody mogą dotyczyć tych obywateli, którzy jednak są traktowani jako prawdopodobne źródło ryzyka terrorystycznego".
To jeszcze nie koniec
Mimo gorącej dyskusji, eksperci są przekonani, że prace nad ustawą antyterrorystyczną nie zakończą się z chwilą przyjęcia jej przez Sejm i wejścia w życie aktów wykonawczych. Wskazują na braki w projekcie.
- Nie ma w nim koordynacji działań kontrterrorystycznych na poziomie całego państwa. Nie ma słowa o urzędzie koordynatora ds. kontrterroryzmu, który by zbierał i przekazywał informacje wszystkim instytucjom, a nie tylko ABW, policji i wojsku, bo to tylko część instytucji, która jest zaangażowana w prewencję - wymienia prof. Machnikowski.
Tymczasem ekspert z UJ zauważa, że ustawa skupia się na klasycznych zagrożeniach ataku fizycznego, ale na drugim planie pojawiają się nowe źródła ryzyka, które ustawa uwzględnia w mniejszym zakresie.
- Chodzi o wykorzystywanie cyberprzestrzeni oraz tworzenie ukrytych sieci terrorystycznych, które stanowią źródła ryzyka a nie są identyfikowane jako realne zagrożenie - doprecyzowuje dr hab. Artur Gruszczak.
"Poprzednicy bali się oskarżeń"
Mimo braków w projekcie, prof. Machnikowski nie ma wątpliwości, że podjęcie próby uregulowania tematyki związanej z zagrożeniem terrorystycznym było słusznym krokiem.
- Taka ustawa była przygotowywana wcześniej, i służby wypowiadały się na ten temat. Ale nie została wprowadzona ze względów politycznych. Poprzednia władza bała się oskarżeń, że to jest ustawa o stanie wyjątkowym, i to, co jest potrzebne w Polsce nie zostało wprowadzone. Rząd PiS znajduje się w tej chwili w sytuacji pod ścianą. Zagrożenie terrorystyczne, nie za duże, ale jednak jest w Polsce i trzeba to uregulować. Im szybciej, tym lepiej - uważa prof. Machnikowski.
- Niech wreszcie prawo antyterrorystyczne w Polsce zaistnieje, bo bez tej ustawy jest kompletny bałagan - dodaje.
Ustawa antyterrorystyczna została pozytywnie zaopiniowana przez komisję ds. służb specjalnych. W środę popołudniu odbędzie się drugie czytanie.
Wszystko wskazuje na to, że ustawa antyterrorystyczna zostanie uchwalona jeszcze na tym posiedzeniu Sejmu.