Bogdan Lis krytykuje lustrację według LPR
Lustracja jest potrzebna, ale nie powinna być wykorzystywana do celów politycznych. Sposób, w jaki próbuje zrobić to LPR, jest nie do zaakceptowania - mówi gość Faktów RMF, Bogdan Lis, jeden z liderów podziemnej Solidarności.
Konrad Piasecki: Skąd w panu jest tyle niechęci do poznania nazwisk donosicieli służb specjalnych PRL?
Bogdan Lis: Nie ma takiej niechęci. W tym liście otwartym do prezesa Kieresa mówimy o tym, że lustracja jest potrzebna, że trzeba historię poznać, natomiast nie powinna być wykorzystywana do celów politycznych i sposób, w jaki próbuje zrobić to LPR jest dla nas nie do zaakceptowania. Mówię tu o ludziach podziemia, o dawnym kierownictwie związku.
Czy zatem nie jest tak, że lekarstwem na to jest właśnie ujawnienie nazwisk donosicieli? Wtedy lustracja, tajemnice specslużb PRL przestaną być polskim problemem.
Gdyby to było ujawnienie nazwisk donosicieli, tych tych, którzy szkodzili Polsce i polskiej demokracji, to tak. Tu chodzi jednak o ujawnienie nazwisk osób, które zgodziły się na współpracę z SB, czyli tych, którzy podpisali dokument.
Ale jak ktoś się zgodził, to był donosicielem.
Nie. Podam przykład. Z domu SB zabiera dwójkę rodziców, ojca i matkę. W domu zostają małe dzieci. Biorą ich na przesłuchane, trzymają. I byli ludzie, którzy nie wytrzymywali i podpisywali. Natomiast następnie szli do kolegów z podziemia, mówili o tym, co zrobili i nie podejmowali działalności. Nie tylko tej działalności na rzecz SB, ale i działalności w ogóle. To nie jest takie jednoznaczne i opublikowanie samej listy, nazwisk osób, które podpisały takie zobowiązania do współpracy jest po prostu głęboko niesprawiedliwe.
W takim razie nie publikujmy list, ale wszystko - i listy, i to, co za nimi stoi, jakie są dokumenty dotyczące wszystkich tych osób, jakie ich ewentualne donosy, albo ich brak. To wyjaśni wszystkie tajemnice.
Trzeba zrobić wszystko, by problem rozliczania się z przeszłością miał wymiar bardziej ludzki. Najbardziej odpowiedzialną do tego instytucją jest IPN.
Ale ja mam taką wątpliwość. Od 15 lat akta tajnych służb PRL są okrywane mgłą tajemnicy. Dostęp do nich mają tylko wybrani. Zostawienie tego IPN-owi sprawi, że znów część osób będzie wiedziała, a my wszyscy będziemy się dowiadywać z drugiej ręki, co będzie rodziło kolejne problemy.
Nie do końca. IPN miały przygotować takie rozwiązania prawne, które pozwoliłyby w sposób cywilizowany udostępnić te materiały chyba wszystkim. Politycy mogą to ubrać w odpowiednią ustawę, akt prawny, ale przygotować to powinny grupy osób, które nie są uwikłane politycznie i nie mają przy pracach nad tego typu projektem innych celów. A w przypadku aktualnej propozycji LPR jest bardzo wątpliwe.
Pan do swojej teczki nie zajrzał?
Namówiono mnie do tego, bym wypisał wniosek, wiec wypisałem, ale mam go cały czas w domu, jeszcze go nie złożyłem. Nie sądzę, bym dowiedział się z teczki czegoś więcej niż już wiem. Poznałem, w jaki sposób funkcjonuje SB, niczego nowego się nie dowiem. Mogę się dowiedzieć czegoś brzydkiego o różnych osobach, które jakoś kiedyś miały ze mną związek, czy które dalej mają. To nie jest marzenie mojego życia.