"Przyjechałem dziś z towarem do Kielc. Około godziny 9 poszedłem do toalety w restauracji. Dopiero wsiadając do samochodu zorientowałem się, że w łazience zostawiłem torebkę, którą noszę przy pasie. Były w niej wszystkie moje dokumenty i 3400 złotych" - opowiadał w "Echu Dnia" Tadeusz Rozwadowski z Dzierżążna pod Kartuzami. Gdy wrócił do toalety, jego własności już nie było. "Nagle zadzwoniła mi komórka. Mężczyzna przedstawił się, że jest policjantem i poprosił, żebym wrócił do restauracji po swoją własność" - relacjonował 44-latek. Liczył, że na miejscu czekają na niego radiowóz, mundurowi i torebka ogołocona z pieniędzy. Zastał policjantów w cywilnych, wzorzystych koszulach i saszetkę z pełną zawartością. "To były chłopaki z sekcji wywiadowczej waszej komendy. Najpierw znaleźli saszetkę, a potem wizytówkę z moim numerem. Wyściskałem ich. Jestem zszokowany i podbudowany tym co mnie spotkało. Kieleckim policjantom należą się wielkie podziękowania" - mówił 44-latek, popijając w południe kawę w komendzie przy ulicy Wesołej. Pan Tadeusz przyznawał, że jego wcześniejsze spotkanie z kieleckim policjantami zakończyło się 200-złotowym mandatem i sześcioma punktami karnymi za nieprawidłową jazdę. Rzecznik kieleckiego komendanta, Olga Grądzka-Nowakowska zapewniała, że policjanci, którzy odnaleźli saszetkę, zostaną nagrodzeni.