Armia medyków ze Wschodu - ratunek czy pułapka?
Rząd chce za wszelką cenę wspomóc system ochrony zdrowia i dopuszcza masowe przyjęcie lekarzy z zagranicy, głównie ze Wschodu. Polscy medycy obawiają się napływu specjalistów o wątpliwych kwalifikacjach. – Jeśli wpuścimy takiego lekarza bez weryfikacji, to może on wyrządzić więcej szkody niż pożytku. A później, z polskimi dokumentami, wyjechać do Niemiec – uważa dr Jerzy Friediger, członek prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej.
Powtarzany przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego apel "wszystkie ręce na pokład" nabiera nowego wymiaru. Przy walce z pandemią mają pomagać studenci ostatnich lat studiów lekarskich i pielęgniarskich, lekarze w trakcie specjalizacji, ochotnicy ze straży pożarnej i wojska. Słowem - każdy, kto posiada jakieś kwalifikacje. Dodatkowo minister zapowiedział "uzupełnienie naszego zasobu lekarzy lekarzami z zagranicy w specjalnym trybie. By wzmocnili nasz system, by mogli pracować w Polsce".
Zagraniczni lekarze pomogą Polakom?
To rozwiązanie skrytykowała Naczelna Rada Lekarska, a obawy wyraża też część środowiska lekarskiego.
- Niebezpieczne jest dopuszczenie do pracy w Polsce lekarzy spoza Unii Europejskiej bez jakiejkolwiek weryfikacji. Jeżeli wiemy, że gdzieniegdzie studia są krótsze niż wymagane w UE minimum pięć lat, to trudno traktować takich kandydatów jako posiadających pełne kwalifikacje. Kształcenie medyczne jest różne w poszczególnych krajach i trzeba się temu przyjrzeć - zaznacza w rozmowie z Interią dr Jerzy Friediger, dyrektor szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, członek prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej.
Jak mówi nam Friediger, zainteresowanie lekarzy z zagranicy pracą w Polsce jest duże. Co zaskakujące, nawet w dobie pandemii i rosnących wskaźników zachorowań na COVID-19. Dla części medyków z zagranicy ma to być okazja, by na stałe przejść przez uchyloną furtkę przez polski rząd.
- Bez przerwy mamy sygnały, że ktoś chce przyjechać do Polski. Zgłaszają się nieustannie. To, że jesteśmy w momencie epidemii, zdaje się mieć mniejsze znaczenie. Pandemia kiedyś ustąpi, a prawo wykonywania zawodu jest ważne w całej Unii Europejskiej. To bardzo atrakcyjne - mówi Friediger, który jednocześnie obawia się czarnych scenariuszy.
Przez Polskę do Niemiec?
- Może się zdarzyć, że wpuścimy lekarza bez kwalifikacji, który na mocy polskiej decyzji administracyjnej dostanie prawo wykonywania zawodu. Może wyrządzić więcej szkody niż pożytku w Polsce albo następnego dnia wyjedzie do Niemiec. Tam będzie funkcjonował na podstawie dokumentu świadczącego, że to lekarz z Polski. Będzie to rzutować na nas, na wszystkich kontaktach polskiego środowiska medycznego z Zachodem - ostrzega Friediger.
Trudno natomiast oszacować, ilu lekarzy z zagranicy chciałoby pracować w Polsce.
- Z rozmów z kolegami ze Wschodu wynika, że może to być całkiem spora grupa. To lekarze z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, głównie są to kraje byłego ZSRR, ale nie tylko. Prawo wykonywania zawodu nie jest natomiast ograniczone czasowo. To na pewno poważna decyzja, bo taki lekarz decydując się na wyjazd musi zmienić całe swoje życie. Nie wiem, czy duże zainteresowanie wiązałoby się automatycznie z rzeczywistym napływem dużej liczby lekarzy - zastanawia się Friediger.
Tymczasem ustawa, w której znajdują się rozwiązania dotyczące przyjmowania lekarzy z zagranicy, procedowana jest obecnie w parlamencie.
Łukasz Szpyrka