Twierdzącej odpowiedzi na te pytania udziela neuroekonomia, która jest stosunkowo nową nauką, powstałą na pograniczu dyscyplin takich jak neurobiologia, psychologia kognitywna i oczywiście ekonomia. Sam pomysł badania zjawisk ekonomicznych i ich przyczyn przez pryzmat działania umysłu nie jest nowy, jednak jego realizacja stała się możliwa dzięki postępom psychologii eksperymentalnej i powstaniu nowoczesnych narzędzi obrazowania mózgu, takich jak np. funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Istotną rolę odegrała również tendencja do interdyscyplinarnego podejścia do umysłu, które zaowocowało powstaniem kognitywistyki, czyli nauki obejmującej neurobiologię, psychologię, antropologię, sztuczną inteligencję oraz filozofię. Zamiast jednak rozwodzić się dalej nad powstaniem i historią neuroekonomii warto przyjrzeć się kilku eksperymentom. Najpierw jednak nieco niezbędnej teorii na temat działania mózgu. Dwa mózgi w jednym Większość z nas zdaje sobie sprawę, że obydwie półkule mózgowe odpowiedzialne są za różne zadania. Lewa półkula (w bardzo dużym przybliżeniu) odpowiada za język, zdolności matematyczne czy też za kształtowanie spójnego obrazu świata, zaś prawa półkula za kreatywność oraz intuicję. Nie jest to jednak jedyny podział. Wyróżnić można (znów w dużym uproszczeniu) również dwie inne struktury funkcjonalne mózgu, które określić można jako mózg odruchowy oraz mózg refleksyjny. Elementy pierwszego z nich znajdują się pod korą mózgową. Są nimi przede wszystkim jądra podstawne i układ limbiczny. Jądra podstawne odpowiadają za wychwytywanie informacji, które zinterpretować można jako nagrodę. Do informacji takich należą oczywiście również zyski pieniężne. Ponadto jądra podstawne pośredniczą w wymianie informacji między korą mózgową, która - jak wiadomo - umożliwia wyższe funkcje psychiczne, oraz układem limbicznym. Ten ostatni pełni funkcję alarmową - ostrzega przed niebezpieczeństwem. W największym skrócie: zadaniem mózgu odruchowego jest automatyczne unikanie kar i dążenie do nagród. Układ ten działa tak szybko i sprawnie, że informacje o niebezpieczeństwie wyzwalają określone reakcje, zanim zdążymy zdać sobie z niego sprawę. Sugestywnym przykładem jest szybkie, "odruchowe" skręcenie kierownicą, gdy wprost na nas jedzie ogromna ciężarówka. Z kolei mózg refleksyjny to przede wszystkim kora przedczołowa oraz kora ciemieniowa. Dzięki działaniu mózgu refleksyjnego możemy rozwiązywać złożone problemy poznawcze, a także przewidywać konsekwencje naszych działań. Przetwarzane w nim informacje w większości są uświadamiane. Warto zdać sobie sprawę, że zazwyczaj "układem domyślnym" jest mózg odruchowy - dopiero, gdy zadanie jest dla niego zbyt trudne, aktywowany zostaje mózg refleksyjny. Rywalizacja pomiędzy tymi dwoma systemami, która przypomina przysłowiową konkurencję między "sercem" i "rozumem", ma miejsce także wtedy, gdy w grę wchodzą decyzje ekonomiczne. Nie jest prawdą, że jesteśmy całkowicie racjonalnymi - to znaczy posługującymi się przede wszystkim mózgiem refleksyjnym - inwestorami. Gdy w grę wchodzą pieniądze zwykle dominują systemy mózgu odruchowego. Przewidywanie jak nałóg Filozof i metodolog nauk Karl Popper argumentował za niemożliwością wiedzy na temat przyszłości w następujący sposób: gdybyśmy mogli przewidzieć przyszłą wiedzę, to już mielibyśmy tę wiedzę. Nie byłaby to więc wiedza przyszła, ale teraźniejsza. Wiemy ponadto, że indukcja, czyli wyprowadzanie ogólnych wniosków ze skończonej liczby przypadków jest zawodną metodą rozumowania. Dobrze ilustruje to historyjka o kurczaku spopularyzowana przez logika i filozofa Bertranda Russella: kurczak był karmiony codziennie o stałej porze i to wytworzyło w nim przyzwyczajenie. W pewną niedzielę oczekiwał na posiłek, ale niestety ucięto mu głowę i... sam stał się posiłkiem. Każdy, kto miał styczność z ekonomią w praktyce lub teorii, wie, że zachowań rynku nie da się przewidzieć. Mimo tego wielu inwestorów traktuje każde słowo analityków rynkowych jak wyrocznię, która przepowiada (prawie) pewny zysk. Co więcej, nasze mózgi nie tolerują nieprzewidywalności i "narzucają" porządek na obszary, w których wcale go nie ma. Przewidywanie jest jak nałóg. I to dosłownie. Ma to związek z działaniem neurotransmitera, zwanego dopaminą, który powszechnie uważany jest za "hormon szczęścia i euforii". Centra dopaminowe są częścią mózgu odruchowego. Używki, takie jak nikotyna, alkohol, kokaina czy amfetamina, skłaniają mózg do intensywniejszego niż zwykle wyzwalania "hormonu szczęścia i euforii". Znane są badania, w których porównywano aktywność mózgu ludzi uzależnionych od kokainy, którzy spodziewali się szybkiego przyjęcia porcji narkotyku, oraz ludzi inwestujących w zyskowne, ale i bardzo ryzykowne akcje. Okazało się, że wyniki neuroobrazowania wykonanego przy pomocy rezonansu magnetycznego u kokainistów i ryzykownych inwestorów są wręcz identyczne. Kilkukrotna udana inwestycja pieniężna tworzy w nas przeświadczenie o kolejnych zyskach. Gdy jakaś oferta "pasuje" do schematu, który wcześniej przysporzył nam zyski, mózg odruchowy skłania nas do inwestycji, zanim zdążymy rozważyć "za" i "przeciw". Co więcej, już samo przewidywanie kolejnych spodziewanych zysków jest czynnikiem powodującym podniecenie i euforię. Teza ta potwierdzona została w badaniach przeprowadzonych na zwierzętach. Mózgi szczurów przyzwyczajonych do tego, że sygnał dźwiękowy zwiastuje nagrodę, aktywują się w bardzo podobny sposób pomimo tego, iż od ostatniej nagrody minęło sporo czasu. Może wydać się to nieprawdopodobne, ale już dwa powtórzenia określonego bodźca powodują, że jesteśmy przeświadczeni, że mamy do czynienia nie ze zjawiskiem losowym, ale z trendem, i że ten sam bodziec pojawi się trzeci raz z rzędu. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy ktoś uprzedzi nas, że proces, z którym mamy do czynienia, jest w istocie przypadkowy czy chaotyczny. Pomimo tej informacji, nasz mózg odruchowy doszukuje się "ukrytego trendu" czy "dobrej passy". Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że nasz układ nerwowy ewoluował w świecie przyrody, w którym nieustannie obserwuje się "prawdziwe" regularności. Lepszy diabeł znany, niż diabeł nieznany O dokonywanych przez nas wyborach ekonomicznych (i nie tylko) dużo mówi tzw. efekt czystej ekspozycji. Nieżyjący już amerykański psycholog polskiego pochodzenia Robert Zajonc prowadził eksperymenty polegające na odgadnięciu przez badanych, czy słowa, takie jak "KADIGRA" czy "DYLIKALI" (oraz inne tego typu), w języku tureckim mają znaczenie pozytywne czy negatywne. Badani nie wiedzieli, że słowa te nie znaczą zupełnie nic ani po turecku, ani w żadnym innym języku. Okazało się, że im częściej dane słowo było powtarzane, tym bardziej przypisywano mu pozytywny wydźwięk. Uczony ten następnie powtórzył eksperyment z użyciem nieznanych badanym chińskich ideogramów (zamiast ciągów znaków imitujących tureckie słowa). Efekt był bardzo podobny: częstość pojawiania się symbolu była ściśle skorelowana z przypisywaniem mu negatywnego lub pozytywnego wydźwięku. Badania powtórzone zostały następnie z wykorzystaniem percepcji podprogowej. Uczestnikom eksperymentu pokazywano na ekranie dwadzieścia rodzajów kształtów geometrycznych. Każdy z kształtów eksponowany był zaledwie przez ułamek sekundy. W takim czasie nie ma możliwości uświadomienia sobie z jaką figurą ma się do czynienia. Następnie pokazywano badanym przez całą sekundę pary figur geometrycznych i pytano, która figura z pary podoba im się bardziej. Okazało się, że większość badanych wskazywała figurę, z którą mieli do czynienia podczas pokazu podprogowego. Eksperymenty przeprowadzono również w innych, licznych wariantach. Wszystkie z nich wykazały, że nasze samopoczucie jest lepsze, gdy mamy do czynienia ze zjawiskiem, z którym mieliśmy już styczność wcześniej. Chcąc nie chcąc, nasze "gusta" kształtowane są przez doświadczenie. Dzieje się tak nawet, jeśli zjawisko jest dla nas zupełnie neutralne emocjonalnie (jak figury geometryczne lub chińskie symbole)". Tym bardziej przywiązujemy się do rzeczy dobrze znanych, które przysporzyły nam zysków. W kwestii inwestowania efekt czystej ekspozycji skutkuje np. tym, że ludzie wykazują tendencje do przepłacania za produkty oraz akcje firm o nazwach, które dobrze pamiętają. Badania Zajonca z wykorzystaniem percepcji podprogowej powtarzane były również z wykorzystaniem technik neuroobrazowania. Pokazują one, że podczas ekspozycji widzianego już wcześniej symbolu, neuronalne systemy pamięci reagują automatycznie już w trakcie ekspozycji, nawet gdy jej czas jest zbyt krótki by zajść mogła świadoma percepcja. Neuroekonomiści wykazali również, że gdy inwestujemy na rynkach zagranicznych - czyli z natury rzeczy mniej znanych niż krajowy - dużą aktywność wykazuje ciało migdałowate (zwane również amygdalą). Ciało migdałowate, będące częścią układu limbicznego, odpowiedzialne jest za emocje strachu. To kolejny sygnał, że gdy w grę wchodzą pieniądze, mózg odruchowy ma pierwszeństwo przez mózgiem refleksyjnym. Urodzeni ryzykanci czy asekuranci? Od czego zależy nasza tolerancja na ryzyko? Czym kierujemy się, podejmując decyzje w warunkach niepewności? Dużo mówią o tym badania psychologów kognitywnych Daniela Kahnemana i Amosa Tversky'ego nad tzw. efektem obramowania (pierwszy z tych uczonych otrzymał w 2002 roku nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, drugi niestety nie dożył tego zaszczytu). Kahneman i Tverksy przedstawili członkom dwóch badanych grup następującą sytuację: "Wyobraź sobie, że twój kraj przygotowuje się na wybuch epidemii, która może zabić 600 osób. Masz do wyboru dwa plany". Pierwszej grupie przedstawiono takie ewentualności: "Jeśli wcielony w życie zostanie plan (A), to uda się uratować 200 osób. Jeśli wcielony w życie zostanie plan (B), prawdopodobieństwo, że wszystkie 600 osób zostanie uratowanych wynosi 1/3, natomiast prawdopodobieństwa, że nie uda się uratować nikogo wynosi 2/3. Który wybierzesz plan?". Druga grupa otrzymała natomiast informacje, że: "Jeśli wcielony w życie zostanie plan (C), to umrze 400 osób. W przypadku realizacji planu (D), prawdopodobieństwo, że przeżyją wszyscy z 600 osób wynosi 1/3, natomiast prawdopodobieństwo, że zginą wszyscy, wynosi 2/3". Jeśli chodzi o pierwszą grupę badanych, aż 72 proc. wybrało plan (A), z kolei w drugiej grupie tylko 22 proc. badanych wybrało plan (C). Łatwo zauważyć, że skutki wyborów planów (A) i (C) są identyczne (przeżyje 200 osób, zginie 400), zresztą tak samo jak identyczne są skutki planów (B) i (D). Jedyna różnica polega na sposobie przedstawienia informacji: w planach (A) i (B), akcentowane jest to, ile osób uda się na pewno uratować (wybieramy więc "pewniaka"), natomiast w planach (C) i (D) akcent pada na liczbę ofiar (wolimy więc "zaryzykować"). Eksperyment Kahnemana i Tversky'ego jest wersją pytania o to, czy szklanka wody jest do połowy pusta, czy do połowy pełna. Okazuje się, że gdy trzeba podjąć jakieś ryzyko, czy też dokonać wyboru w warunkach niepewności, bardzo istotny jest sposób przedstawienia nam informacji. W ekonomii efekt obramowania daje o sobie znać bardzo często. Mając do wyboru dwie promocyjne oferty: "kup jeden produkt, a drugi taki sam dostaniesz za darmo" oraz "kup produkt 50 proc. taniej" wybieramy najczęściej pierwszą z nich. Inny przykład: nasza tolerancja na ryzyko jest większa, gdy otrzymujemy informacje, że szansa sukcesu inwestycyjnego wynosi 1/6, niż gdy informuje się nas, że prawdopodobieństwo porażki wynosi 84 proc.. Tego typu przykładów można by mnożyć jeszcze wiele. Wyżej przedstawione eksperymenty wskazują dość jasno, że daleko nam do idealnych inwestorów, którzy zawsze postępują racjonalnie i bezbłędnie szacują ryzyko porażki. Co więcej, inwestor często uświadamia sobie dopiero później (lub nawet wcale) decyzję, którą wcześniej podjął jego mózg odruchowy. Informacje te są pasjonujące i na pewno mówią wiele o naturze naszych umysłów oraz naszej racjonalności. Czy można wykorzystać je jednak praktycznie, zwiększając rolę mózgu refleksyjnego, co ułatwić mogłoby np. walkę z kryzysem finansowym, czy też należy po prostu zaakceptować naszą biologię i przyzwyczaić się do popełnianych błędów? Mateusz L. Hohol Materiał udostępniony dzięki uprzejmości Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych