Tajny kod na komórkę
Narasta nastrój podejrzliwości. Wśród krakowskich polityków furorę robi tajny kod. Wprowadzają go do swoich telefonów, aby sprawdzić, czy nie są podsłuchiwani przez służby specjalne. Nabijają przy tym rachunek naciągacza z Kalifornii.
Tajny numer przekazał dziennikarzom "Gazety Wyborczej" jeden z krakowskich urzędników. Jeśli po zadzwonieniu na #31#0017604330002 odezwie sygnał ciągły, to znaczy, że komórka jest na podsłuchu. Jeśli telefon jest czysty, odezwie się automat informujący, że nie ma takiego numeru.
Numer od kilku tygodni krąży wśród krakowskich polityków. Jedni słyszeli, że "podobno działa to na zasadzie łączenia z amerykańskim satelitą i tylko w telefonach, które mają roaming", inni, że "nagrywanie włącza się ponoć, gdy padną słowa-klucze".
W małopolskim sejmiku strach przed podsłuchami połączył wszystkie opcje polityczne. Niemal każdy z 39 radnych wojewódzkich przyznaje, że korzystał z tajnego kodu. Na klawiaturze wybijają go z równym zapałem zarówno radni lewicy, jak i prawicy.
Tymczasem ten sam tajny kod wywołał kilka lat temu burzę na Słowacji. Po okresie rządów populisty Vladimira Mecziara kraj żył podsłuchowymi aferami. Wtedy to największa prywatna telewizja Markiza wyemitowała program, który miał zdradzić sposób na zdemaskowanie podsłuchiwaczy. Na wizji padł wówczas numer... ekscytujący dziś krakowskie elity polityczne. W programie musiał się tłumaczyć szef słowackich służb specjalnych i przedstawiciele firm telekomunikacyjnych. Cała sprawa według nich była hucpą.
Podobnego zdania są oficerowie polskich służb specjalnych - pisze "Gazeta Wyborcza". - Obawiam się, że ktoś tych państwa naciąga na grubą kasę - mówi z przekąsem jeden z nich. - Podsłuchy to codzienność w działaniu służb. Ale nie wierzę, żeby ktoś mógł kontrolować te działania za pomocą kodu znalezionego w internecie. To oznaczałoby, że te formacje powinny być jak najszybciej rozwiązane ze względu na swoją nieudolność - uważa Andrzej Piotrowski, ekspert ds. telekomunikacji z Centrum Adama Smitha.
A jak to naprawdę jest z kodem krążącym po Krakowie? Otóż pierwsza jego część, to tzw. SOCLIR, kombinacja pozwalająca ukryć numer dzwoniącego. Dalej mamy numer kierunkowy do USA, następnie kierunkowy do San Diego w Kalifornii, a na końcu numer faksu. A jego właściciel prawdopodobnie nieźle zarabia na fobii naszych polityków. - Wystarczy, że podpisał umowę z lokalnym operatorem i czerpie wpływy z generowania ruchu - twierdzi jeden z ekspertów. - Ale przecież to nie pierwszy biznes zrobiony na ludzkiej głupocie.
INTERIA.PL/ Gazeta Wyborcza