Do zgonu niemowląt doszło w poniedziałek. "Z okoliczności, które zostały ujawnione na miejscu zdarzenia, wynika, że zgon dzieci mógł nie być naturalny, dlatego przyjęto wstępną kwalifikację z art. 148 kodeksu karnego. Na razie stan 40-letniej matki dzieci, która przebywa w szpitalu, nie pozwala na jej przesłuchanie" - powiedziała prokurator Adamska-Okońska. Bliźnięta znalazła sąsiadka Z ustaleń prokuratury wynika, że kobieta mieszkała razem z mężem, pięcioletnią córeczką i urodzonymi w grudniu zeszłego roku chłopczykami. Wiadomo, że kobieta cierpiała na zaburzenia związane z depresją poporodową. Z tego powodu leczyła się i zażywała leki. Opiekował się nią mąż, ale we wtorek musiał wyjść i poprosił sąsiadkę, aby za jakiś czas zajrzała do mieszkania. Starsza siostra bliźniaków była w przedszkolu. Gdy sąsiadka weszła do mieszkania, znalazła w łóżeczkach niemowlęta, które nie dawały oznak życia. Natychmiast wezwała pogotowie ratunkowe. Matka trafiła do szpitala Na miejsce przyjechali ratownicy medyczni i policjanci. Prowadzona przez ratowników długotrwała reanimacja zakończyła się niepowodzeniem. Stan kobiety był na tyle zły, że została przewieziona do szpitala. Według lekarzy była ona w stanie bezpośrednio zagrażającym życiu. Na ciałach chłopców nie stwierdzono obrażeń. Dotychczas nie udało się też przesłuchać męża kobiety, który z powodu silnych przeżyć przebywa w szpitalu. "Na razie za wcześnie mówić, jak doszło do śmierci bliźniaków, bierzemy pod uwagę różne wersje" - dodała rzeczniczka prokuratury. Na środę zaplanowano sekcje niemowląt.