Kobiety, które nie spełniają społecznych oczekiwań, nazywa się różnie: "przegranymi psami", "kobietami kamieniami", "świątecznym ciastem". Jeszcze do niedawna ideałem dla wielu rodzin było wychowanie "córek w pudełkach" - chowanych przed zewnętrznym światem, żeby przejść szybko z domu rodziców do domu męża. Umierające z przemęczenia kobiety z przędzalni były "kwiatami narodu". Żeńską drużynę siatkówki media nazywały "kwiatem igrzysk". Kobiety w biurach przez długi czas nazywano "kwiatami biurowymi", jak ikebanę, kwiatowe aranżacje w lobby dużych korporacji. Długo traktowano je jak bukiet, który można wyrzucić, jak dekorację, którą zmienia się wraz nową porą roku. Karolina Bednarz przygląda się Japonii krytycznie, ale z empatią, celnie wskazując bolączki i wyzwania, z którymi na co dzień mierzą się mieszkanki Kraju Kwitnącej Wiśni. I pokazuje siłę kobiet, które mimo różnych trudności, coraz głośniej mówią o swoich problemach. I coraz częściej mówią "dość". Dla naszych internautów wraz z wydawnictwem Czarne przygotowaliśmy kilka egzemplarzy książki. Aby zdobyć jeden z nich, wystarczy zmierzyć się z przedstawionym poniżej zadaniem konkursowym. Wcześniej polecamy lekturę fragmentu książki "Kwiaty w pudełku". FRAGMENT KSIĄŻKI: "Uczą - mów jak kobieta. Najdelikatniej, jak się da. Zmiękczaj zdania odpowiednimi końcówkami, nie wbijaj brutalnie kropek na końcu. Uczą - mów wyższym tonem. Pełnymi zdaniami, używaj pięknych słów. Wzdrygaj się na dźwięk slangu. Zamiast "serio?", dziw się niewinnym "naprawdę?". W restauracji zachwycaj się "smacznym", nigdy "pysznym" posiłkiem. Kobiecie nie przystoi. Uczą - o sobie mów standardowo: watashi lub bardziej dziewczęco: atashi. Kobieta to "ja" umniejszone o jedną literę. Niech mężczyźni pozostaną przy swoich męskich zaimkach: boku i ore. Ma być uroczo, niewinnie, słodko. W Kinokuniya w dzielnicy Shinjuku, w jednej z największych tokijskich księgarni, ubrana w konserwatywną garsonkę Japonka przegląda nieśpiesznie Otona joshi no tame no mote shigusa zukan [Podręcznik gracji dla kobiet]. Napisany przez Nobuyoshiego Nakaia, mężczyznę, który z tylnej okładki chwali się znajomością społecznych konwenansów: "Dobrze wychowane dziewczyny robią pozytywne wrażenie!", "Specjalne triki pięknych kobiet: jak trzymać smartfona, jak zdejmować płaszcz, jak rozmawiać z lekarzem". Biorę do ręki jeden z wielu egzemplarzy ustawionych równo na półce. W środku znajduję całe strony poświęcone temu, jak stać, jak siadać, jak się uśmiechać, jak podpierać podbródek dłonią. Obok uśmiechniętej, wyprostowanej kobiety (cytat: "niczym posąg z Wyspy Wielkanocnej") rysunek - otoczona serduszkami grupka mężczyzn. Wyglądają, jakby krzyczeli: "Robisz to dobrze! Tak trzymaj!". Następna scenka - obok wizerunku chyboczącej się na obcasach, zakłopotanej kobiety, którą książka określa mianem "gorylowatej" - ci sami mężczyźni. Tym razem wydają się zażenowani. Top rada dotycząca relacji damsko-męskich: "Przy pokazywaniu mu, że go lubisz, najważniejsza jest cisza. Patrz mu w oczy. Milcz przez dziesięć sekund". "Gdy chcesz zwrócić na siebie uwagę, a jesteś sama, nie będziesz mieć problemu - pisze Nakai w rozdziale prezentującym sposoby spędzania czasu samotnie - żeby wydać się inteligentną", "Dotknij palcami skroni, jakbyś zastanawiała się nad czymś ważnym" (tak naprawdę nie musisz się w to bawić!), "Dotykaj podbródka, gdy czytasz książkę. Dzięki temu mężczyźni, którzy chodzą do tej samej kawiarni, co ty, zaczną myśleć z zachwytem: »Przychodzą tu sami inteligentni ludzie!«". Trudność tej sztuki to jedna gwiazdka na trzy możliwe. W pracy także powinnaś poradzić sobie ze zwróceniem na siebie uwagi. Przykazanie numer jeden: "Dobrze wychowane dziewczyny poruszają się powoli. Pośpiech nie jest OK!". Gdy rozmawiasz z mężczyzną, zwróć się w jego stronę całym ciałem. I pamiętaj, żeby pod żadnym pozorem nie jeść lunchu podczas pracy! Damom nie przystoi. Trudność: jedna gwiazdka. Zatrzaskuję podręcznik Otona joshi z hukiem. Kobieta obok mnie czyta go dalej. Na półce widzę kolejne pozycje: Busu ga bijin ni narete jinsei ga kawatta hanashi [Opowieść o tym, jak brzydula stała się pięknością i zmieniła swoje życie], Ojōsama kotoba sokushū kōza [Przyspieszony kurs słownictwa dla dam]. Wszystkie niezbędne, żeby stać się mistrzynią tego, co kobiece, okraszonego odpowiednią dawką słodyczy - kawaii. Światy kobiet i mężczyzn oddziela przede wszystkim słowo. Nie zawsze tak jednak było. W przedwojennej Japonii mieszkańcy wsi czy ubodzy rzemieślnicy nie rozróżniali takich niuansów. Do rodziców czy dziadków zwracano się uprzejmie, ale do żony czy męża już bez zbędnych ozdobników. Kobiety, zwłaszcza na prowincji, mówiły czasem o sobie ore, choć dziś ten zaimek uznawany jest za epatujący męskością. Wyrafinowany ideał kobiety - nawet w najdalszych zakątkach kraju - wąskie elity zaczęły forsować znacznie później, aspirujący zaś do nich imitowali grzecznościowe formy, żeby wtopić się, choć na chwilę, w świat wyższych sfer. W 1941 roku japoński resort edukacji wydał podręcznik etykiety i dobrego wychowania dla gimnazjów, który szczegółowo opisywał różnice między mową "kobiecą" i "męską". Kobiety miały inaczej odnosić się do swoich rówieśników, inaczej do przełożonych, inaczej się kłaniać. Temat podchwyciły media. W dzienniku "Asahi Shimbun" ukazał się artykuł zatytułowany Kobiety powinny być kobiece - nie zapominajcie o honoryfikatorach7. Wprawdzie ugrzecznionej mowy uczono wyłącznie dziewczęta z klas wyższych, lecz ich wygładzone słowa inspirowały później rówieśniczki w całym kraju. Japończycy łatwo uwierzyli, że kobiety i mężczyźni powinni mówić inaczej. Są przekonani, że wiele słów można podzielić na kobiece i męskie, stawiając między płciami niewidzialną ścianę. A kobiety, zamiast się zbuntować, często tłumaczą sobie: Onna dakara - bo jestem kobietą. (...) Obraz współczesnej japońskiej piękności nie ma jednak wiele wspólnego z tym sprzed stuleci, gdy kobiety czerniły zęby, goliły brwi i kryły ciała pod wieloma warstwami ubrań. Mania na białą cerę, wyznacznik piękna w XXI wieku, zaczęła się dopiero w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia. Młode Japonki zasłaniają dziś każdy skrawek ciała, zwłaszcza gdy świeci słońce, wklepują w siebie wybielające kremy, chowają się pod specjalnymi parasolkami. Tak jakby bladość cery mogła zagwarantować życiowy sukces. Piękno spadło w hierarchii cech, które powinna reprezentować sobą japońska kobieta. Na podium króluje kawaii. A bycie uroczą jest o wiele trudniejsze niż wypełnienie norm piękna czy zwykłej urody. Kawaii to zachowanie, sposób mówienia i poruszania się, hobby, ubrania, makijaż. - Kawaii to stan umysłu - tłumaczą niektóre zawiłości stylu dziewczyny z dzielnicy Shibuya. - Całe moje życie polega na byciu kawaii. Zawsze zastanawiam się nad tym, jak mogę być jeszcze bardziej kawaii. Mody na kawaii nie stworzył biznes. Przedsiębiorcy wykorzystali jedynie bunt nastolatków w latach siedemdziesiątych XX wieku, którzy nie mieli ochoty wpisywać się w społeczne normy. Zamiast zaczytywać się przerabianą w szkole klasyczną literaturą, ozdabiali marginesy serduszkami i gwiazdkami, skracali słowa, sylaby pisali zawijasami, jak robią to dzieci. Tworzyli nowe określenia: zamiast uprawiać seks, "robili miau miau" - nyan nyan suru. Zniekształcali słowa tak, żeby brzmiały, jakby wypowiadało je dziecko: katchoi zamiast kakkoi - przystojny. Odgrywali własne infantylne alter ego. Udawali, buri buri suru. Dziewczyny naśladujące dziecięce zachowania zyskały miano burikko - udających dzieci. Kawaii to wytwór pokolenia, któremu wszystko było obojętne. Pokolenia korzystającego z ekonomicznego boomu i wychowanego w czasach, kiedy z każdym rokiem pieniędzy było coraz więcej i więcej. Które wiedziało, jak będzie wyglądać jego życie aż do śmierci. Nikt nie dawał mu możliwości zejścia z wytyczonej ścieżki. Samo określenie kawaii pojawiło się dopiero kilkadziesiąt lat temu. Do końca wojny zapisywane było jako kawayushi i oznaczało zupełnie coś innego: "zawstydzony", "wstydliwy", ale także "bezsilny". To drugie, negatywne znaczenie przetrwało w pochodnym słowie kawaisō - żałosny."