Zleceniodawcy porwania uciszali Olewników?
Czy zleceniodawcy porwania Krzysztofa Olewnika chcieli zablokować działania rodziny ofiary, wykorzystując instytucje państwowe? Po porwaniu syna biznesmena z Drobina, firmy należące do jego bliskich zaczęły być nękane różnorakimi kontrolami - dowiedział się "Wprost".
Kontrole przeprowadzano w czasie, gdy rodzina porwanego walczyła o życie Krzysztofa, zmagając się z nieudolnością śledczych. - To prawda, że kontrole zaczęły się po zniknięciu brata. Sprawdzano kredyty, badano nasze interesy. To był absurd, bo państwo walczyło z nami, a my zastępowaliśmy państwo. Prowadziliśmy śledztwo za prokuraturę i policję. Tyle że nie mieliśmy takich możliwości - nie mogliśmy śledzić, nagrywać, analizować połączeń. Byliśmy bezsilni - mówi w wywiadzie dla "Wprost" Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra zamordowanego.
Nasi informatorzy twierdzą, że kontrole były wyjątkowo uciążliwe, a sposób i czas ich przeprowadzania sprawiał wrażenie, jakby komuś zależało na odwróceniu uwagi Olewników. Policja i prokuratura, zamiast szukać porwanego, przez kilka tygodni poszukiwała rzekomych polis na życie Krzysztofa, mimo zapewnień rodziny, że takich polis nie było.
Wprost