Zbrodnie Armii Czerwonej w Gliwicach umorzone?
Nie ma szans na ustalenie winnych zbrodni wojennych, których od stycznia do końca wiosny 1945 dopuściła się Armia Czerwona na cywilnej ludności Gliwic i okolic. Z rąk sowietów zginęło co najmniej 800 osób ,w tym kobiet, starców i dzieci. Jak ustalił serwis tvp.info., Katowicki IPN do połowy roku zakończy postępowanie w tej sprawie, umarzając śledztwo.
- Nigdy nie poznamy dokładnej liczby ofiar. Tak samo jak nie dowiemy się o dokładnej, czy chociażby przybliżonej ilości gwałtów jakich dopuszczali się sowieccy żołnierze. Liczbę ofiar określiliśmy szacunkowo na podstawie relacji świadków. Relacji bardzo wstrząsających - opowiada prok. Ewa Koj, naczelnik pionu śledczego katowickiego IPN.
IPN wszczął śledztwo "w sprawie zbrodni wojennej stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na zabójstwie" w 2004 r. po ukazaniu się książki Bogusława Tracza "Rok ostatni - rok pierwszy: Gliwice 1945", w której miejscowy historyk przedstawił szereg wstrząsających relacji o tym, co się działo po wkroczeniu do miasta sowieckich żołnierzy.
-Tak naprawdę poszedłem tylko tropem ustaleń Józefa Bonczola, kierownika archiwum kurii diecezjalnej w Gliwicach, który na podstawie kart parafialnych zbadał listy osób zastrzelonych w pierwszych dniach po wejściu do miasta Armii Czerwonej. Okazało, że liczba zgonów gwałtownie rosła, najbardziej między 24 a 30 styczniem 1945 r. - mówi Bogusław Tracz, historyk z Gliwic.
Według Tracza z dokumentów parafialnych wynika, że po zdobyciu miasta zginęło ok. 800 cywilów. W relacjach i wspomnieniach mieszkańców liczba ta jest dwukrotnie większa.
- Sytuacja w Gliwicach w 1945 nr. była bardzo skomplikowana. Dla sowietów to było niemieckie miasto i czuli się tam jak zdobywcy. Nie ma wątpliwości, że żołdacy palili, rabowali i gwałcili. Dopuszczali się przerażających rzeczy. Z drugiej strony trafiałem na relacje osób, który wspominały, że sowieccy żołnierze pomagali im, zdobywając np. żywność - dodaje Tracz.
W czasie czteroletniego śledztwa IPN szukał świadków zdarzeń z okresu styczeń - kwiecień 1945 r.
Udało się ustalić listę ok. 70 osób, które mogą opowiedzieć o wydarzeniach sprzed blisko 60 lat.
Bardzo wiele osób odmówiło złożenia zeznań zasłaniając się niepamięcią lub podeszłym wiekiem. Niektórzy przyznawali, że przypominanie koszmaru jest dla nich zbyt trudne. Śledczy przesłuchali jednak blisko 30 osób, z czego 9 za granicą.
- To bardzo wstrząsające relacje. Mordy i gwałty zaczęły się 24 stycznia, już po przełamaniu oporu w mieście. Wiele osób, w tym cale rodziny, popełniały też samobójstwa ze strachu przed zemstą czerwonoarmiejców - dodaje prok. Koj.
Gliwice zostały zdobyte przez radzieckie oddziały 31. Korpusu Pancernego i 118. Korpusu Piechoty. Zdobyte, a nie wyzwolone, ponieważ były pierwszym dużym miastem położonym przed wojną po niemieckiej stronie granicy, do którego wkroczyli sowieci. Z pewnością to zadecydowało o bestialstwie zdobywców, którzy brali odwet za to, co działo się w ich kraju pod okupacją hitlerowską. Armia Czerwona zaczęła podpalać lokalne budynki.
Normą było polowanie na kobiety. - O ile w Polsce sowieci mieli jeszcze pewne hamulce, to na ternie Niemiec (Gliwice były uważane za niemieckie miasto), te hamulce puściły. Z różnych relacji wiemy, że ofiarami gwałtów padały z jednej strony nawet siedmioletnie dziewczynki, a z drugiej staruszki. Często po gwałcie żołnierze zabijali swoje ofiary. Liczba takich przestępstw mogła iść w setki. Nie dowiemy się konkretnych liczb, ponieważ w tamtym czasie nawet jeżeli to było zgłaszane, to władze bały się podać prawdziwe okoliczności zbrodni - dodaje prok. Koj.
IPN ustalił nazwiska ośmiu kobiet zgwałconych przez zdobywców.
Jeden ze świadków zeznał, że widział, jak grupa sołdatów dopadła 18-letnią dziewczynę. Napastnicy rozebrali ją i zaczęli gwałcić. Gdy dziewczyna wyrwała się, zastrzelili ją. Nagie, martwe ciało zostawili w ogródku.
Inna kobieta, która w chwili wkroczenia Rosjan miała kilkanaście lat, zeznawała: "przyszli sowieci i zażądali kwatery u mnie w sypialni. Ojciec zapukał do drzwi, a oni otworzyli i go zastrzelili. Jak opuszczali dom, to go zabrali nie wiem gdzie".
Z rąk zdobywców zginął np. piekarz, który na polecenie wojska upiekł pieczywo. Jego wina polegała na tym, że partię chleba zabrał inny oddział. Gdy wrócili "zamawiający", uznali, że piekarz nie spełnił ich rozkazu i go zastrzelili.
O tym jak bezkarnie czuli się radzieccy żołnierze świadczy fakt zamordowania przez nich wiceprezydenta Gliwic w maju 1945 Tadeusza Gruszczyńskiego. Urzędnik uczestniczył razem z sowieckimi oficerami w uroczystościach z okazji kapitulacji Niemiec. Nagle dowiedział, się, ze jedna z jego podwładnych woła o pomoc. Do jej mieszkania dobijało się dwóch żołdaków. Gruszczyński chciał po rosyjsku przemówić im do rozsądku, wtedy żołnierze zwrócili przeciw niemu broń. Doszło do strzelaniny, w której Gruszczyński stracił życie. Sprawę zatuszowana aby nie rozdrażniać stosunków polsko-radzieckich.
- Działania Armii Czerwonej na Śląsku wciąż wymagają dokładnego zbadania przez historyków. Wydaje mi się, że w przypadku Gliwic nikt nie kazał żołnierzom gwałcić i rabować, ale było na to ciche przyzwolenie dowódców. Pamiętajmy, że żołnierze widzieli, co Niemcy zrobili ich w Ojczyźnie, a nienawiść do "Germańców" podsycała propaganda. To jednak i tak nie zmienia tragedii, która dotknęła niewinnych ludzi - mówi Tracz.
Rafał Pasztelański
TVP Info