Do tragedii doszło około godz. 1 w nocy w trakcie awantury w Nieporęcie niedaleko Warszawy. W domu było trzech synów, jednemu z nich udało się uciec. Dwaj pozostali, postrzeleni przez ojca, przeszli już operacje w jednym z warszawskich szpitali. Nie można ich jeszcze przesłuchać. Reporter RMF FM dowiedział się nieoficjalnie o nowych hipotezach w sprawie tragedii w Nieporęcie. Kłopoty finansowe rodziny były bardzo poważne, bo mężczyzna skarżył się nawet do ministra sprawiedliwości, prawdopodobnie na działalność komorników. Tę wersję potwierdzają sąsiedzi. Policjanci zamknęli część ulicy, ślady zostały zabezpieczone. Reporter RMf FM dowiedział się, że mężczyzna strzelał do swojej rodziny na piętrze budynku, sam zaś zastrzelił się na parterze. Wciąż nie wiadomo jednak, dlaczego to zrobił. Do tragedii doszło w cichej osiedlowej uliczce, gdzie wszystkie domy są ogrodzone, i odgrodzone od świata. - Nic nie wiem, nie znam tych ludzi, nie chcę o tym rozmawiać - to najczęściej słyszał reporter RMF FM. Tylko jeden z sąsiadów zgodził się porozmawiać: "Dziewczyna w nocy krzyczała. Usłyszałem tylko dlatego, że wyszedłem na taras na papierosa. Nie znam zbyt dobrze sąsiadów. Wyjeżdżają rano do pracy, wieczorem wracają. Praktycznie w ogóle się nie znamy". Przed dom przyjechały dwie kobiety. Nie chciały rozmawiać, ale zostawiły wiązankę kwiatów i kilka zniczy. W tej chwili jedyne ślady tragedii to policyjna taśma, zaplombowane drzwi i dziura po kuli w szybie na piętrze budynku.